Utrata ukochanej osoby jest zawsze bolesna, ale gdy przyczyną śmierci jest samobójstwo, odczuwamy niezwykle silny ból, sięgający samego rdzenia naszej istoty. Nic już nie jest takie same. Pogrążeni w żałobie ludzie często zadręczają się poczuciem winy i odczuwają złość wobec osoby, która od nich odeszła. (Będę unikał stosowania tutaj wyrażenia „popełnić samobójstwo”, ponieważ sugeruje ono popełnienie wykroczenia. Duch nie ocenia tego czynu w ten sposób i ja również nie mam takich intencji.) Utracie towarzyszą głęboki, dotkliwy żal, który wydaje się nie ustępować. Serce zadręczają niezliczone pytania, na które nie sposób znaleźć odpowiedzi.
Na całym świecie z powodu samobójstwa umiera rokrocznie ponad milion ludzi, a około dziesięciu do dwudziestu milionów dokonuje nieudanych prób samobójczych. Co dzieje się z tymi, którzy wybierają tę ścieżkę? Czy samobójstwo to grzech? Co możemy zrobić, jako społeczeństwo, aby obdarzyć większą miłością i uzdrowieniem tych, którzy mają myśli samobójcze? I jak mogą uzdrowić głębokie rany ci, którzy stracili w ten sposób swoich bliskich? […]
„Wszystkim samobójstwom, na które można było wpłynąć z zewnątrz, rzeczywiście udało się zapobiec”.
Świadomość tego faktu jest niczym kojący balsam dla tych, którzy bezskutecznie próbowali pomóc swoim zrozpaczonym bliskim. Gdy bierzemy odpowiedzialność za czyjeś samobójstwo, przeceniamy swoją moc. Jeśli straciliście kogoś w ten sposób, bądźcie pewni, że nic nie mogliście zrobić. Wraz z tym pokornym zrozumieniem przyjdzie przebaczenie samemu sobie.
„Nikt nas nigdy nie opuszcza i niczego nie tracimy”. Tak naprawdę nie istnieje żadne, oddalone od nas miejsce, gdzie przebywają nasi ukochani zmarli. Wyższe wymiary zachodzą na naszą rzeczywistość i ją przenikają. Chociaż nie odbieramy tego swoimi pięcioma zmysłami, zawsze stanowimy jedność z tymi, na których nam zależy. Jesteśmy ze sobą połączeni nierozerwalnymi więzami serca. Miłość, jaką ich darzymy, zawsze im towarzyszy, tak jak my stale odczuwamy miłość, którą od nich otrzymaliśmy. To jest duchowa prawda, a nie sentymentalny banał służący pocieszeniu cierpiących. Niczym nieścieralny olej na płótnach naszej duszy, miłość, którą dajemy oraz przyjmujemy – ponieważ dawanie jest otrzymywaniem – staje się już na zawsze częścią nas. […] „Jeśli dotrzesz do serca młodego człowieka i poruszysz go, ta energia pozostanie z nim już na zawsze, nawet jeśli potem i tak odbierze sobie życie. Twoja pomoc wykroczy poza granice śmierci”. Miłość wyrażana w materii nie znika wraz ze śmiercią ciała – nigdy nie zostaje utracona.
Społeczeństwo nie wyzbyło się jeszcze przekonania, iż tkwi w grzechu, mając myśli samobójcze. Osoby zastanawiające się nad samobójstwem są Świętymi Istotami, które stoją na rozdrożu. Niezależnie od podjętej przez nich decyzji, w tym momencie ktoś umrze, aby mógł narodzić się ktoś inny. Jeśli to nie oni zdecydują się na samobójstwo, wtedy umrze ten, kto chciał umrzeć. Narodzi się nowy człowiek, tak samo święty, lecz dający sobie prawo do fizycznego życia. Jeśli jednak popełnią samobójstwo, także ten, kto chciał umrzeć, odejdzie z tego świata. Ale narodzi się nowa istota, równie święta, dająca sobie prawo tym razem do niefizycznego życia. Na tym rozdrożu dochodzi do świętego odrodzenia duszy, niezależnie od tego, w jaki sposób to nastąpi, i nie należy tego oceniać. Nowe życie – w formie fizycznej lub duchowej – traktowane jest przez duszę jako święte. W przypadku odrodzenia się w rzeczywistości niefizycznej, dusza nie postrzega samobójstwa jako grzesznego afrontu wobec Boga. Pozbawiona wszelkiego osądu, z najwyższym współczuciem oraz bezwarunkową miłością zauważa: „Nie udało mi się przyswoić do końca moich lekcji. Spróbuję jeszcze raz”.Z perspektywy duszy samobójstwo rzeczywiście może umożliwić dalszy rozwój duchowy, który został zahamowany na planie fizycznym. „Czasem pewien nastrój lub stan umysłu utrwala się na tyle, że bardzo trudno jest z niego wyjść bez podejmowania drastycznych decyzji (…). Staje się [on] (…) nie do zniesienia, a życie samo zmusi do zmiany, nawet jeśli polega ona na odebraniu sobie życia”. […] „Czasem cierpienie jest tak silne, że dana osoba po prostu musi odejść i zacząć od nowa”.
Po opuszczeniu gęstego planu ziemskiego, osoby, które odebrały sobie życie, są zwykle bardziej otwarte na pomoc i uzdrowienie. […] Dusza nie pragnie się zabić, ale rozumie, że samobójstwo nie wyznacza końca życia. Życie jest nieskończone, a rozwój na Ziemi może być bardzo intensywny, dlatego dusza może uwzględnić samobójstwo w swoim planie życia. Przed narodzeniem mamy nadzieję, że przyjmiemy nasz plan rozwoju z radością i podekscytowaniem. Jeśli jednak nie udaje się nam tego uczynić w ciele fizycznym, z pewnością uda się nam to w naszym wiecznym Domu.
Jak dalej żyć po utracie ukochanej osoby, która odebrała sobie życie? Dobrze jest zacząć od wiary w możliwość uzdrowienia. Nasze przekonania tworzą naszą rzeczywistość – jest to podstawowa zasada duchowa. Brak wiary w uzdrowienie jest niczym innym jak zamknięciem swojej świadomości w kapsule ciemności, która nie pozwala przedostać się światłu do środka. Plany naszych wcieleń ulegają modyfikacji po przejściu takiej traumy, ale kochający Wszechświat podsuwa nam ludzi, wydarzenia oraz okoliczności, jakich potrzebujemy. A jednak możemy doświadczyć tylko tego, na co pozwalają nasze wibracje, a tym samym przekonania. „Uzdrowienie się po stracie bliskiej osoby z powodu jej samobójstwa, jest możliwe”. Jeśli temu zaprzeczamy, zamykamy się przed dobroczynnym przepływem energii Wszechświata. Otwierając się na możliwość uzdrowienia, przyciągamy do siebie uzdrawiającą moc. Przywołujemy wtedy anioły, przewodników duchowych, a nawet ukochaną osobę, która odeszła. Za naszym pozwoleniem pozostają oni przy nas, otaczając nas swoją miłością. Ich miłość będzie nas wspierać w sposób, który pozostaje niezrozumiały dla ludzkiego umysłu. A wtedy dojdzie do zmian w naszym życiu, które przyniosą nam okazje do rozwoju i potwierdzą pogląd, iż uzdrowienie jest możliwe.
Uzdrowienie ma również miejsce wtedy, gdy utrzymujemy relację z ukochaną osobą, która odeszła (jak nam się zdaje). Komunikacja jest tu podstawą. Nasze myśli i słowa (wypowiadane na głos lub zapisywane) są energią, która przenika wszystkie wymiary. […] „Najlepsze, co możesz zrobić, to z nim rozmawiać. Bądź pewna, że on cię słyszy”. Nasze myśli o ukochanych osobach ich do nas przyciągają. Mogą oni wtedy poczuć naszą miłość znacznie mocniej niż wtedy, gdy przebywali w ciele fizycznym. Jeśli zechcemy utrzymać tę relację, będą komunikować się z nami w naszych snach oraz poprzez zjawiska elektryczne, takie jak dzwonienie telefonu lub przebłyski światła. Możemy wtedy nagle poczuć zapach wody kolońskiej lub perfum, których kiedyś używali. W ten sposób, pozostając z nimi w kontakcie, możemy uleczyć swój żal. Łatwiej nam wtedy będzie odczuwać ich ciągłą obecność. Świadomość, że nadal mamy wpływ na ich życie, ma bardzo uzdrawiającą moc. […] „Obdarowując go (…) miłością, pomagasz mu kochać samego siebie i wspierasz jego rozwój”. Miłość jest niezmierzona i nieograniczona. Wykracza poza iluzję czasu i przestrzeni.
Utrzymywanie relacji z ukochanym zmarłym nie jest jedynym sposobem na uzdrowienie, które wymaga kontaktu z własnymi myślami i uczuciami. Możemy opierać się i walczyć ze swoimi wyrzutami sumienia, obwiniać się lub złościć albo pozwolić tym uczuciom być i objąć je z łagodnością, współczuciem i miłością. Osiągamy spokój wtedy, gdy: „pozwalamy emocjom być, bez przywiązywania się do nich”. Na kartach tej książki wielokrotnie pojawia się informacja: akceptacja jest przemianą. Stawiając opór myślom lub emocjom, wzmacniamy je. Wypieranie ich powoduje, że zostają zepchnięte do komórek ciała i przebywają tam, dopóki nie zostaną wyrażone. Akceptacja, z kolei, powoli rozpuszcza ból. Możemy mieć poranione serce, ale nie oznacza to, że jesteśmy swymi ranami. Serce staje się naczyniem dla cierpienia, z którego rodzi się większa świadomość. Wypieranie emocji jest potężnym komunikatem dla Wszechświata. Gdy pogrążona w cierpieniu osoba mówi: „Nie, nie będę się tak czuć”, Wszechświat odbiera jedynie „nie”. W ten sposób zablokowany zostaje przepływ duchowego zrozumienia, miłości, jasności i wszelkiej obfitości. Mówienie „tak” cierpieniu jest, pod względem energetycznym, równoznaczne z mówieniem „tak” całemu Wszechświatowi – pozwala na swobodne przepływanie ku nam wszelkich błogosławieństw. Przepływ Miłości z czasem zmywa poczucie winy i złość. Zakorzeniają się w nas wtedy głębokie współczucie oraz nieprzemijająca wdzięczność za piękno i świętość życia.
Robert Schwartz
Powyższy cytat pochodzi z książki Roberta Schwartza „Dar duszy”.