Dziennikarstwo to w założeniu szlachetna sztuka przekazywania informacji o otaczającym świecie, wydarzeniach i tym co ważne, a o czym bez dziennikarzy człowiek zwyczajnie nie miał by okazji usłyszeć. Dziennikarze nasłuchują, wypatrują i tropią informacje oraz relacjonują wydarzenia. Tyle teorii. W praktyce, dziennikarstwo bywa narzędziem propagandy zarówno politycznej jak i każdej innej propagandy dowolnej grupy interesu. Czasem zwyczajnie jest też mówieniem dla mówienia, czyli inaczej laniem wody aby tworzyć pozory, że coś ważnego się dzieje i że trzeba słuchać dziennika, lub mówieniem tego co inni chcą usłyszeć.
Dziennikarstwo niezależne zaś to taki szczególny rodzaj tegoż szlachetnego zawodu w którym idealiści starają się dostarczaj informacji o tym co naprawdę ważne, w sposób czysty i pozbawiony owych wpływów. Co więcej w środowiskach alternatywnych to dopiero jest idealizm… ALE… co to, Zmora Dziennikarstwa? Jaka zmora?
W dzisiejszych czasach ludzie przyzwyczajeni są do stałego strumienia informacji płynącego niemal zewsząd. Ma to swoje różne następstwa między innymi jednym z tych mniej pozytywnych jest pewne zobojętnienie, powierzchowne i szybkie przyglądanie się danym zagadnieniom po czym przeskok do kolejnego newsa, kolejnej ciekawostki, kolejnego cukierka informacyjnego nęcącego umysł i krzyczącego „tu jestem, jestem ważny, mnie też powinieneś rozpakować”. Z tego natłoku rzecz jasna wynika pewien dystans i brak zaangażowania się odbiorcy, gdyż jak tu się angażować skoro jeszcze tyle do zobaczenia, tyle do przeczytania i usłyszenia. Tak też nawet najbardziej kluczowe, wstrząsające i bezprecedensowe informacje stają się jedynie kolejną ciekawostką na którą w dzisiejszych czasach człowiek reaguje z coraz większą obojętnością. Co więcej, dzieje się tak z nami bezwiednie, trudno jest nam zapobiec takim zmianom własnej mentalności, gdyż zwyczajnie bombardonie strumieniem informacji prędzej czy później tak zmienia człowieka czy mu się to podoba czy nie.
Dziennikarze niezależni, badający tematy alternatywne mają tu szczególną trudność. Otóż ów strumień informacji dzisiejszych czasów ma jeszcze jedną ujemną właściwość – uzależnia. Kiedy siadamy przed telewizorem oczekujemy, że o danej godzinie będą wiadomość, kiedy siadamy do internetu i wchodzimy na jakiś portal informacyjny – oczekujemy nowych informacji. Codziennie, co chwilę, i z czasem coraz więcej i więcej. Często i regularnie, musimy znaleźć nową dawkę informacji, nową ciekawostkę, inaczej pójdziemy gdzie indziej niczym narkomani na głodzie nie zważając na żadne tam meritum, przesłanie, to czym informacja dziennikarska faktycznie powinna być i kiedy jest wartościowa, a zamiast tego po prostu chcemy wciągnąć coś, cokolwiek, choćby barszcz czerwony w proszku…
Po drugiej stronie stoją ludzie, którzy kiedyś tam pomyśleli nieopatrznie, że dziennikarstwo to takie szlachetne zajęcie dzięki któremu będą mogli żyć z dostarczania wartościowych wiadomości innym ludziom. Tylko co zrobić, kiedy takowych wartościowych wiadomości akurat nie ma? Akurat nic się nie dzieje o czym warto by napisać, co warto by relacjonować i co wtedy? Wygłodniali przyzwyczajeni do kolejnej dawki ludzie czekają na swoją działkę, nie patrzą już na ideały, to nie musi być drogie wino z dobrego rocznika, może być jabol lub denaturat, byle kopało. Nasz niezależny alternatywny dziennikarz drapie się więc po głowie bo wie, że jeśli czegoś szybko nie dostarczy, to uznany zostanie za bezwartościowego, a użytkownicy jego portalu pójdą gdzie indziej – co więc robi? Pisze o pierdołach, zmyśla, fantazjuje, robi wielkie wydarzenie z faktu, że bulwa ziemniaczana ma śmieszny ogonek i że znany polityk poślizgną się na skórce od banana, a chmury ułożyły się w anioła z wielkim… Słowinem pisze o pierdołach, bo inaczej tego nazwać nie można. I robi to w akcie desperacji, bo wie, ze alternatywa jest jeszcze gorsza, że jeśli jego dziennik, portal, gazeta, nie będzie dostarczać regularnie informacji, to czytelnicy sobie pójdą, a on też pójdzie, z torbami i już nigdy nie będzie miał okazji zawodowo dostarczać także tych dobrych i ważnych informacji, gdy się wydarzą.
Widzicie na czym to polega? To dojrzałość odbiorcy, dojrzałość czytelnika jest tu najważniejsza, nie ów pismaczyna, czy jego dziennik – to co zawiera ten ostatni stanowi odbicie faktu istniejącego głodu informacji, byle jakich, byle by były. Osobiście marzę o społeczeństwie w którym ludzie cenić będą te gazety, te portale, które niekoniecznie piszą często, ale piszą o rzeczach istotnych, a jeśli są to rzeczy rozrywkowe to jasne i dla nich jest miejsce, jednak byle nie o pierdołach.
W Projekcie Infinitus staramy się jak możemy aby pisać o rzeczach ciekawych, ważnych, wartych uwagi i zastanowienia, inspirujących. I bywają takie dni, gdy akurat nic takiego nie przychodzi na myśl, nic w świecie nowego się też nie dzieje, a my zastawiamy się czy iść w ślady innych serwisów i pisać o czymkolwiek? Wolał bym nie.. ale jeśli dany serwis/portal ma działać zawodowo to musi utrzymywać stałą wysoką oglądalność, a tą generują nowe informacje regularnie przyciągające ludzi do sprawdzenia co się dzieje.Co więc by było ideałem? Ideałem by było by ludzie regularnie bywali, uczestniczyli w życiu społeczności danego miejsca bez konieczności tworzenia dla nich kolejnych informacji gdy nie ma nic wartego faktycznie odnotowania.Dojrzałość czytelników jest wszystkim, ale aby taka zaistniałą musimy sobie zdawać sprawę z mechanizmów własnego umysłu którym podlegamy, stąd piszę ten artykuł w nadziei, że dzięki niemu z nowej perspektywy spojrzycie na sytuację i docenicie nie tylko nas ale i inne serwisy niezależnie, które nie mają największego strumienia informacji, ale przynajmniej nie piszą o przysłowiowej dupie Marynie.
Jakub „Qba” Niegowskiwww.jakubniegowski.pl