Pan Filo, Słoń i Halucynogeniusz

HalucynogeniuszPan Filo został poproszony o przechowanie Słonia. Zgodził się. Nigdy by się nie zgodził, gdyby wiedział, że chodzi o Słonia. Jednak Prezes nic nie wspominał o Słoniu, spytał tylko:
• Filo, nie zaopiekowałbyś się na jakiś czas Guciem?
I pan Filo odpowiedział że tak. Kiedy Gucio okazał się być prawdziwym afrykańskim Słoniem z kłami i trąbą, klamka już zapadła. O wycofaniu się nie było mowy. Parę lat temu pan Filo zaciągnął u Prezesa pożyczkę na budowę domu z ogródkiem. Termin spłaty upłynął w grudniu, a tymczasem Pan Filo nie miał nawet na odsetki. Na wszelki wypadek, wolał być z Prezesem w dobrych stosunkach.

Pan Filo wytrzymuje

HalucynogeniuszPan Filo został poproszony o przechowanie Słonia. Zgodził się. Nigdy by się nie zgodził, gdyby wiedział, że chodzi o Słonia. Jednak Prezes nic nie wspominał o Słoniu, spytał tylko:

• Filo, nie zaopiekowałbyś się na jakiś czas Guciem?

I pan Filo odpowiedział że tak. Kiedy Gucio okazał się być prawdziwym afrykańskim Słoniem z kłami i trąbą, klamka już zapadła. O wycofaniu się nie było mowy. Parę lat temu pan Filo zaciągnął u Prezesa pożyczkę na budowę domu z ogródkiem. Termin spłaty upłynął w grudniu, a tymczasem Pan Filo nie miał nawet na odsetki. Na wszelki wypadek, wolał być z Prezesem w dobrych stosunkach.

Słoń wypełniał cały salon i część kuchni. Pan Filo z rodziną przenieśli się na poddasze. Na początku opowiadali wszystkim o Słoniu:

• Wyobraźcie sobie, mamy w salonie Słonia…

Słoń jednak okazał się bardzo absorbujący. Trzeba mu było przywozić ciężarówką jabłka, wstawić przenośną wannę ze szlauchem i co parę dni zmieniać słomę. Słoń stał tyłem do drzwi ogrodowych, pan Filo odjeżdżał więc kilka razy dziennie z pełnymi taczkami, a w ogrodzie rosła pokaźnych rozmiarów górka.

Pan Filo starał się być dobrej myśli.

• Nieczęsto się zdarza – mawiał, spryskując dom odświeżaczem w spreju – że można mieć w salonie tak egzotyczne zwierzę.

Tymczasem w salonie zalęgły się egzotyczne muchy. Słoń, który był łagodnego usposobienia, znosił to dobrze, merdając tylko od czasu do czasu ogonem, zakończonym rzadką miotełką. Gorzej znosili to Pan Filo i jego rodzina. Muchy były wielkie i żółte. A jakby na domiar złego słoń pobrudził kanapę i zjadł pięć pierwszych tomów encyklopedii.

Pan Filo wyglądał na zmęczonego. Choć starał się być uśmiechnięty, znajomi od razu zauważyli że się garbi, łysieje i z dnia na dzień jest coraz bardziej nieswój. Sytuacja osiągnęła punkt krytyczny, gdy Słoń, znudzony monotonną dietą, skonsumował zawartość garderoby żony Pana Filo. Żona Pana Filo dostała czkawki i musiał przyjechać do niej ambulans.

Naprawdę przestało być zabawnie.

Pan Filo przechytrza

Pan Filo postanowił to zmienić. Przeczytał w gazecie o kursach mocy umysłu. „Możesz zmienić swoje życie” – zachęcało ogłoszenie. „Zacznij kreować własną rzeczywistość”. Organizatorzy kursu zapewniali, że wystarczy tylko schwytać swoje negatywne myśli i zmienić je w pozytywne. Rzeczywistość miała od razu zareagować na to widoczną zmianą na lepsze. I pan Filo postanowił zapisać się na kurs.

Po ukończeniu kursu, pan Filo skupił myśli. Zwizualizował Słonia i zrobiło mu się słabo. Następnie zwizualizował Prezesa i zrobiło mu się niedobrze. Pamiętając o zaleceniach trenera, szybko schwytał mentalnie oba uczucia i przemienił je w pozytywne. Błysnęło, zagrzmiało, i Pan Filo doznał olśnienia. Postanowił wybudować stodołę.

Materiały do budowy przywiozły dwie ciężarówki, które pojawiły się nieoczekiwanie, w chwili gdy Pan Filo zmienił pewną wyjątkowo paskudną myśl w myśl sympatyczną. Dalej już wszystko potoczyło się gładko. Stodoła rosła, aż trzeszczało. Żona pana Filo mieszała cement na fundamenty, dzieci pomagały przy warsztacie. Pan Filo, gdy tylko nie był w biurze, kierował pracą, a po nocach studiował teorię więźby dachowej. O Słoniu prawie zapomniano.

Gdy stodoła była gotowa wstawiono tam Słonia. Pan Filo i jego rodzina mogli wreszcie jak dawniej oglądać w salonie telewizję. Słoń, zamknięty w stodole, nie nastręczał kłopotu, wręcz przeciwnie, z dumą pokazywano go znajomym. Znajomi podziwiali, jak też pan Filo potrafi łączyć obowiązki gospodarza domu, pracownika biura i hodowcy słoni. „Jesteś nadzwyczajny, Filo” – mówili, a pan Filo uśmiechał się w duchu. Moc umysłu naprawdę działała.

Potem pan Filo wpadł na kolejny pomysł. Postanowił udostępnić Słonia jako atrakcję turystyczną. Oczywiście za stosowną opłatą. Przed stodołą wybudował wybieg, a na barierkach wywiesił kolorowe plansze, na których młodzież szkolna mogła poznawać historię ewolucji słoni, ich zwyczaje i znaczenie w literaturze. Autokary zatrzymywały się na polu za stodołą, a żona pana Filo gotowała dla wszystkich zupę. Projekt okazał się żyłą złota i już po kilku miesiącach pan Filo mógł spłacić cały zaciągnięty u Prezesa dług. Podpisali następną umowę, i pan Filo wziął Słonia w dwuletnią dzierżawę.

Wtedy Słoń zachorował na katar.

Pan Filo pozwala

Katar u słoni bywa kłopotliwy. Dzień i noc Słoń wydawał gromkie kichnięcia, od których trzęsły się ściany stodoły. Pan Filo próbował zmienić swoje nastawienie na bardziej pozytywne, ale tym razem nie odniosło to skutku. Był wyjątkowo mocno przygnębiony i nawet najbardziej pozytywna myśl nie cieszyła go.

Wycieczki przyjeżdżały teraz rzadziej – nagłe kichnięcia Słonia odstraszały turystów. Poza tym, Słoń niezbyt często wychodził na wybieg. Zazwyczaj stał w kącie stodoły, schowany za stertą słomy. Pan Filo oczywiście wezwał najwybitniejszego w okolicy weterynarza. Specjalista opukał Słonia, zajrzał mu w paszczę i zapisał krople, które kosztowały istną fortunę. Krople oczywiście niewiele pomogły i dla rodziny pana Filo znów nastały ciężkie czasy.

• Filo, chciałbym, abyśmy się rozumieli – mówił Prezes patrząc na pana Filo smutno – Jeżeli Guciowi coś się stanie, będę bardzo, bardzo rozczarowany…

Za swoim wielkim czarnym biurkiem Prezes wyglądał naprawdę groźnie.

Pan Filo nie wiedziałby jak z tego wszystkiego wybrnąć, gdyby nie Halucynogeniusz. Halucynogeniusz pojawił się, gdy pan Filo zażywał kąpieli. Pan Filo myślał oczywiście, że ze zgryzoty ma halucynacje.

• Cześć – powiedział Halucynogeniusz, lewitując nad mydelniczką. Miał około pół metra wzrostu i był niebieski.

Pan Filo zamachnął się kapciem, ale Halucynogeniusz znikł i kapeć wpadł do wody. Pan Filo przetarł oczy. Nad mydelniczką unosiły się jeszcze przez chwilę świetliste litery: „Pozwól”.

Pan Filo mówił sobie potem, że go coś podkusiło. Zastanawiał się, co to właściwie znaczy „Pozwól”, i na co niby należy pozwolić. Z tego wszystkiego znalazł się pod stodołą. Była godzina piąta rano i Pan Filo czuł chłód, pomimo szlafroka. Po cichu odryglował drzwi stodoły i wyprowadził Słonia. Słoń patrzył na niego ze zrozumieniem. Pan Filo poklepał go po zadzie i Słoń oddalił się truchtem do lasu.

Życie pana Filo i jego rodziny wróciło odtąd do swojego normalnego, spokojnego rytmu. Dzieci chodziły do szkoły, pan Filo do biura, a żona – gotowała zupę. Stodoła stała pusta, ale nikt jakoś się tym nie martwił. Mieli nadzieję, że Słoń, którego nawet ostatnio polubili, jakoś daje sobie bez nich radę.

Pewnego dnia przed dom Pana Filo zajechał Prezes. Było z nim trzech nieznajomych mężczyzn w kominiarkach.

• Filo, ty gnido – powiedział Prezes do pana Filo, wyciągając zza poły garnituru pistolet. – Gdzie Słoń?

Pan Filo wyjaśnił, że Słonia nie ma. Wtedy trzech mężczyzn w kominiarkach podeszło do pana Filo i otoczyło go. Byli o głowę wyżsi i bardzo szerocy w barach.

• Zapłacisz za to – powiedział Prezes, przykładając panu Filo pistolet do czoła. Pan Filo czuł, że sprawy przybrały zły obrót.

Nagle Prezes wrzasnął, wierzgnął i ku zdumieniu wszystkich poleciał w górę. Pan Filo też był zaskoczony. Za kępą krzaków stał Słoń i trąbą trzymał Prezesa jakieś dwa metry nad ziemią.

• Kysz! – wydzierał się Prezes, wymachując na postrach pistoletem. Ale Słoń energicznie potrząsnął Prezesem i pistolet wpadł w krzaki. Wyglądało na to, że Słoń, jakimś cudem, wrócił do zdrowia. Mężczyźni w kominiarkach nagle przestali wyglądać niebezpiecznie. Rzucili się do ucieczki, a Słoń, z Prezesem w trąbie, żwawo pocwałował za nimi. Po chwili cała piątka znikła za zakrętem szosy.

Był ciepły wiosenny dzień, pachniało maciejką.

„Rzeczy nie zawsze toczą się zgodnie z planem – mówił potem pan Filo. „I to chyba zresztą nie zawsze jest źle”.

Halucynogeniusz siedział na rynnie i bimbał nogą.

Komentarz do opowiadania „Pan Filo, Słoń i Halucynogeniusz”

W opowiadaniu koncentrujemy się na trzech podstawowych strategiach działania człowieka – wytrzymywaniu, przechytrzaniu i pozwoleniu. Oto ich definicje:

1. wytrzymanie – ma miejsce wtedy gdy zainteresowany próbuje współistnieć ze swoim problemem, w nadziei, że osiągnięty zostanie konstruktywny kompromis; Szkody zostają zniesione jako cierpienie, ból, traktowane jako konieczność, coś, co, na dłuższą metę, wzmacnia. Przyjemność jest dopuszczalna, ale za cenę bólu. Przykładem wytrzymywania jest np. współistnienie z nielubianą teściową, przemilczanie własnego zdania wobec nierozumiejącego rozmówcy, zgoda na dłuższe godziny pracy w zamian za dobre stosunki z szefem, itp.

2. przechytrzanie – zdarza się wtedy gdy rozwiązujemy problem, traktując go przy tym tak, jakby był kwestią techniczną; manipulujemy sytuacją tak, żeby słabość zinterpretować jako siłę. Przykład: Woody Allen jest niepozornym, znerwicowanym ludkiem (słabość). Robi karierę jako znakomity aktor, grający niepozornych, znerwicowanych ludków (siła). Rozwiązanie jest techniczne, ponieważ nie uwzględnia zastanowienia się „dlaczego wierzę, że jestem małym znerwicowanym ludkiem” a jedynie odpowiednio przemieszcza akcenty sprawy tak, żeby wyeliminować ból, i zachować przyjemność.

3. pozwolenie – zachodzi gdy rozwiązujemy problem, ale traktując go jako żywą istotę, raczej niż sprawę techniczną. W postępowaniu z żywą istotą podstawowa sprawa to pozwolenie jej na wyrażenie się zgodne z jej naturą. To oznacza porzucenie kontroli nad sytuacją, i stworzenie warunków dla tej sytuacji, aby mogła odnaleźć własną, inteligentną drogę do harmonii. W bezpośrednim zasięgu, rokuje to często pogorszenie, a nie poprawę. Zakładana jest jest zdolność sytuacji do samoregulacji, pod warunkiem, że na tę samoregulacje pozwolimy. Przykład: szkoły typu Summerhill lub edukacja Montessori W podejściu tym pozwalamy być dzieciom tym, czym chcą być, chociaż na krótką metę może to nie rokować zamierzonych efektów. Istotne jest jednak stworzenie odpowiednich warunków, aby ich własna wewnętrzna wiedza o tym kim są, mogła spontanicznie się rozwinąć w konkretne rozwiązania. To, na ile się to uda jest wyzwaniem, i świadczy przede wszystkim o naszym własnym zaawansowaniu. Pozwolenie jest zawsze wyzwaniem dla wszystkich zaangażowanych, i, jak każde wyzwanie, nie musi być czymś co się automatycznie udaje.

Punkty te odpowiadają trzem kluczowym dla człowieka punktom enneagramu – Sześć, Siedem i Osiem.

1. Sześć – oznacza kontrolowane współistnienie i kompromis. Jest bazą społecznego funkcjonowania, ponieważ uwzględniamy tu potrzeby wszystkich, wypierając siebie, zależnie od potrzeb. Powstaje harmonia społeczna i bezpieczeństwo. Związane jest to jednak z zanikiem indywidualnej intensywności i zmęczeniem, ponieważ człowiek musi żyć w ciągłym napięciu. Człowiek działa na zasadzie „musi boleć, aby potem mogło być dobrze”. Rozmycie barw następuje w kierunku szarości („zlania się”), która symbolizuje lęk przed samolubną decyzją i zawaleniem się systemu. Szóstka, symbolicznie, reprezentuje system – maszynę, która działa z wysiłkiem i której elementy wzajemnie podtrzymują się. Jako reprezentant systemu jest agentem, czyli „smutnym”. Twarz „smutnego” wyraża zmęczenie, ale przez to blaski i cienie życia (zobacz zdjęcia: Janusza Gajosa oraz Zbigniewa Zapasiewicza, i Zapasiewicza jeszcze raz.

2. Siedem – oznacza inteligentne rozwiązanie, inaczej – rozwiązanie dane nam w wizji. Najpierw mamy wgląd – potem konieczna jest praca dla jego realizacji. Cechą tego modelu jest to, że wiemy z góry jakie mają być rezultaty. Sytuacja jest martwa, techniczna – my jesteśmy w niej wszechwiedzącym demiurgiem. Zaczynamy pracować dla osobistej wizji, co sprawia, że praca jest przyjemna. W jej efekcie tak rozmieszczamy akcenty, żeby czerpać tylko radość. To oczywiście symbolizuje cała ludzka cywilizacja, z wszystkimi swoimi udogodnieniami. Np. broń palna w dobie kolonializmu dała nam władzę nad innymi ludami, choć nie świadczyła koniecznie o naszym większym rozwoju duchowym. Podobny przykładem jest cała idea magii, gdzie dokonujemy manipulacji mocą umysłu, wychodząc z założenia, że doskonale wiemy, co jest potrzebne. Hokus-pokus – i jest przyjemnie. Emocje jakie Szóstka wyparła chcąc podtrzymać system tkwią tymczasem w człowieku nietknięte, uwięzione jak słoń w stodole. Nikt nawet nie przypuszcza, że uczucia Słonia są ważne z punktu widzenia rozwiązania problemu, ponieważ boimy się puścić kontrolę i pozwolić tym uczuciom mówić. Stąd nawet największe popisy sprawności niekoniecznie muszą mieć związek z rzeczywistą odwagą i mocą serca.

3. Osiem – oznacza wyzwanie porzucenia kontroli, pomimo pozornej groźby wystąpienia retrybucji (zemsty). Pozwalamy sytuacji, aby mówiła do nas w jej własnym języku, choć może być to trudne, często związane z ryzykiem. Wtedy sytuacja pomaga nam (8-2), ponieważ w naszej poprzedniej intelektualnej ocenie sprawy (8-5) pominęliśmy kwestię wypartych emocji. Wyparte emocje, gdy je dopuścimy do głosu, okazują się środkiem uzdrawiającym, przekształcającym całe widzenie sytuacji w sposób nieprzewidywalny dla pierwotnego nieemocjonalnego obserwatora. Wyzwanie polega nie na wymuszaniu (z czym bywa kojarzona Ósemka), ale na rzeczywistym oddaniu głosu wypartej części obserwatora. Takie przyzwolenie, bez wiedzenia „z góry” co się wydarzy, jest próbą ducha i wiąże się z autentycznym rozwojem duchowym – jest jego motorem. Nie działa to technicznie, i zawsze jest działaniem pochodzącym z indywidualnej inspiracji, co symbolizuje Halucynogeniusz. Nie ma tu algorytmu i nie ma źle-dobrze – każdy sam decyduje kiedy nadszedł dla niego czas „pozwolenia” (w danej sytuacji), a jeśli tej decyzji nie podejmie, to to nic nie znaczy, bo zawsze jest następna okazja. Ósemka odwraca klasyczny materialistyczny model „trzeba być twardym” na model miękki, wskazujący na konieczność otwartości, wrażliwości i nie zakładania niczego z góry.

Punkty Sześć, Siedem i Osiem można potraktować jako miejsce w którym na enneagramie znajduje się ludzkość – a zatem miejsce kluczowe.

Szóstka – Liczba Człowieka, pokazuje nam miejsce wyjściowe – punkt gdzie człowiek jest istotą społeczną, samoograniczająca się dla dobra własnego i innych. Nie znaczy to, że to miejsce jest złe. Wszyscy tam jesteśmy z definicji, więc nie może być złe. Jednak niewłaściwie rozumiana Szóstka tworzy mechaniczny gmach instytucji (6-3), który prędzej czy później musi runąć, podkopany przez gotujące się pod przykrywką emocje. Koniecznością w tym punkcie jest odkrycie własnej indywidualności, pomimo lęku przed społecznym ostracyzmem – i to jest konstruktywną funkcją Szóstki (linia 6-9).

Siódemka – liczba magii – jest jutrzenką, wskaźnikiem, że istnieje coś więcej niż to. Założeniem Siódemki jest, że można wyeliminować ból ograniczeń, przez inteligentne działanie. Siódemka może działać materialistycznie, to znaczy manipulować sytuacją dla stworzenia genialnej „maszynki” szczęścia. Działa wtedy w myśl zasady „jeśli życie daje ci piołun, pędź piołunówkę”. Takie działanie, choć inteligentne, jest techniczne. Symbolizuje je linia 7-1, oraz Pan Filo budujący stodołę. W działaniu tym praca staje się przyjemnością, ponieważ służy realizacji osobistej wizji, jednak wciąż jest tam wysiłek. Dopóki cel jest osobisty, dopóki człowiek „wie jak ma być” – dopóty jest tam wymuszenie i wyparcie. Natomiast konstruktywną funkcją Siódemki (linia 7-5) jest Halucynogeniusz. Halucynogeniusz oznacza spontaniczne „wiedzenie” (Piątka!) jak się zachować, jednak nie oparte na rozumowym rozpoznaniu sytuacji. Takie nonsensowny „wgląd” może być często pozornie sprzeczny z osobistym interesem (patrz pan Filo wypuszczający Słonia). Jednak na dłuższą metę, szerszy kontekst tego działania okazuje się nieoczekiwanie pomyślny.

Ósemka – liczba przejścia materia-duch – jest wyzwaniem. Stanowi motor, który napędza sens, i stanowi właściwą podstawę dla rozwoju. Wyzwanie polega na porzuceniu intelektualnej kontroli nad wydarzeniami i zaufaniu Halucynogeniuszowi. „Wiem, że nic wiem” jest negacją linii stresu 8-5, ponieważ przestajemy intelektualnie kontrolować świat. Próby zrozumienia prowadzą naturalnie do wymuszenia, ponieważ osądzamy coś jako „błędne” i przeciwdziałamy. Wymuszenie wynika z uznania, że powód naszych zmartwień jest „zły”, i że wymaga akcji zaradczej. To blokuje rozwój, podtrzymując napięcie. Natomiast możemy też uznać, że to my sami jesteśmy uszkodzeni, i że tylko kochając siebie – bez chęci zmiany – możemy pozwolić aby to uszkodzenie się zagoiło. Przyznanie się przed sobą do potrzeby pomocy (terapii), jest przejściem 8-2. Jednak pamiętajmy, że mówimy tu o innym niż powszechne rozumieniu terapii. W tej terapii nie potrzeba terapeuty innego niż my sami, nie musimy tez niczego w sobie wypierać. Powinniśmy za to przyznać, że mamy w sobie mroczną, wypartą część i nauczyć się słuchać, co ona do nas mówi, bez prób ingerencji!

Powyżej przedstawiona koncepcja jest bardzo starym wynalazkiem. Widać m. in. ją w nazwach punktów Drzewa Życia, które uznawane są za odpowiedniki enneagramowych liczb Sześć, Siedem i Osiem. Szóstka to na Drzewie życia Zwycięstwo (Netzach) – czyli idea przezwyciężania siebie. Siódemka to Chwała/Majestat (Hod) – a zatem idea oparta na wyższości jednej rzeczy nad inną, np. umysłu nad materią (patrz: majestat królewski, korona, czakra korony). Wreszcie Ósemka, czyli Podstawa (Yesod) – jest rzeczywiście podstawą (istotą) rozwoju na ścieżce – jego silnikiem. Tu umysł w połączeniu z wyzwolonymi emocjami zaczyna być szerzej rozumiany jako – duch.

Tekst pierwotnie ukazał się na taraka.pl

Krzysztof Wirpsza

Dodaj komentarz