Bartosz Kazibudzki – tradycja i droga poza dogmaty

BartoszKazibudzki„(…) literalne tłumaczenie tekstu to początek długiej drogi, ponieważ każdy tekst, modlitwa, niesie ze sobą pewną energię, którą warto uruchomić. Żeby odwzorować działanie tej energii, potrzeba dużo skupienia i zrozumienia tekstów, tego jaki przekaz niosą. Energia skupia się wokół pewnych znaczeń.” Wywiad Bartosza Borowskiego z inicjatorem projektów z pogranicza duchowości, kultury i biznesu – Bartoszem Kazibudzkim.

Dzień dobry. Ludzie dzielą się na tych, którzy jedzą jajecznicę łyżką i na tych, którzy robią to widelcem. Do której grupy pan się zalicza?

Jedzących jajecznicę widelcem. Z patelni.

Wynikało by z tego, że nie jest pan tradycjonalistą. Czym pan się zatem zajmuje?

Poprawiam energię krążącą w ludziach, oraz oczyszczam ją z zanieczyszczeń i zaciemnień.Celem rozwinięcia ich energii i pobudzenie jej. Ma to trzy aspekty. Pierwszym jest rozwinięcie ich ducha, ich pasji – czyli znalezienie sensu w życiu. Drugiem wzmocnienie tak zwanej energii pieniężnej, krążenie energii bogactwa. Trzecim jest naprawa sfery uczuciowej. Wiele osób trzyma w sobie traumy z dzieciństwa czy poprzednich związków. To blokada, która nie pozwala się dalej rozwijać, zacząć wszystko od nowa, podjąć nowe wyzwanie czy przedswięwzięcie.Warto oczyscić tę sferę. Pojawia się wtedy lekkość w znajdowaniu nowych możliwości rozwoju, czy związku z drugą osobą. Zdarza się nawet, że pojawiają się samoistnie.

Leczy pan sferę finansową? Romans pieniądza i duchowości to coś co nie mieści się w ramach poglądów dotyczących świata duchowego. Wysoko rozwinięty jogin ma przecież wyzbyć się takich pragnień.

– Istnieje taki pogląd. Ludzie którzy go rozpowszechniają, jeżdżą maybachami. Znamy ich doskonale.Jestem normalnym człowiekiem, tak samo jak inni, zależnym od sfery finansowej współczesnego życia.To nie jest tak, że duchowość i pieniądze gryzą, kłócą się w jakiś sposób. Raczej się dopełniają.To musi tak działać. Zdobywasz środki na rozwijanie swoich pasji. Dbanie o rodzinę, opłacanie rachunków itd. to też część życia.Lepiej się tego mocno trzymać, bo wchodzenie w duchowość abstrakcyjną, ciągła kontemplacja wyższego świata, odrywa człowieka od własnego życia.Taki pogląd robi mu poprostu krzywdę.

Na czym więc polega problem ze sferą finansową?

Jeśli chodzi o energie bogactwa, to generalnie są za to odpowiedzialne dolne czakry, plus czakra gardła, która odpowiada za wyrażenie pragnienia.Jeśli ktoś powtarza, że na przykład chce sobie kupić samochód, przejawia ku temu pewne zdecydowanie, to jest już spory krok.Sęk w tym, żeby wiedzieć czego się chce i nie mieć oporów związanych z braniem ze świata środków na to. Bloki odpowiedzialne za taką część życia znajdują się na dolnych czakrach.Czasem boimy się działać w świecie. Nie ma to większego sensu, tak nas stworzono, bądź tak stworzyliśmy się sami, to już zależy od teorii. Działamy. Niech to przynosi pożytek, radość, nam, innym – tak uważam.

Jak to wygląda w wypadku problemów w sferze uczuciowej?

Zaburzenia tego aspektu, wynikają najczęściej z tego jak traktowali nas nasi rodzice. Dawali nam dużo wsparcia, ale jednocześnie dali nam dużo nieprzydatnych kodów.Później spotykamy kogoś, z kim chcemy być, ale nie radzimy sobie z poczuciem spontaniczności.

Jaka jest historia Twojej drogi duchowej i kiedy poczułeś, że znalazłeś to coś, czym chciałbyś się zajmować?

Każda działanie pobudzenia energii ma na celu pomoc, niezależnie czy jest to energia miłosna, emocjonalna, czy egzorcyzmy.To czym się zajmuję, przetestowałem najpierw na sobie i osiągnąłem w tych sferach sukces.Sprawdziło to kilkoro osób, które widzą poziom energii człowieka, aż wreszcie pierwsi klienci.Odczuli oni, że ich życie poprawiło się.Zawsze zależało mi żeby zmienić coś na lepsze, w życiu swoim i otaczających mnie ludzi.I w tym celu szukałem głębszych, mniej oczywistych dróg.Zajmowałem się nawet polityką, stwierdziłem jednak, że to nie jest dobra droga do zmiany świadomości ludzi. Cały czas zajmuję się ekologią. To ważna rzecz, ale też nie zmieni tej świadomości w sposób radykalny. Już kilka lat temu, zajmowałem się ezoteryką i poznałem większość religi i tradycji. Szukałem tej, która najbardziej poruszy mnie i zmieni w sensie czysto energetycznym.To było moje jedyne kryterium. To co mówi i jak wygląda dana ścieżka nie było dla mnie takie istotne.W ten sposób wylądowałem ostatecznie w klasztorze Jungdrung Bon w Menri, w północno zachodnich Indiach.Tam zacząłem naprawdę się rozwijać. Największa przemiana nastąpiła podczas mojej pierwszej podróży, ale kolejne również przyniosły pewne owoce.Opat klasztoru Lungtok Tenpei Nyima Rinpoche, poświęcił mi najwięcej czasu podczas mojej pierwszej wizyty.To wielki człowiek. Niektórzy wolą określenie mistrz, ale ja nie lubię tego słowa.To świetny nauczyciel z niesamowitą energetyką.Dużo mi podpowiedział.Przekazał mi liczne mantry, pod jego okiem nauczyłem na przykład modlić się za zmarłych i rozpocząłem trening zwany Nyndro, czyli sto tysięcy powtórzeń konkretnych mantr i medytacji.Wprawdzie jeszcze nie skończyłem tych praktyk, powoli zbliżam się do końca, ale przestałem je liczyć.Uznałem, że ważniejsza jest praca z własnymi emocjami i tym kim jestem.Kiedy przebywałem w Menri, pewna młoda czarownica z polski o wielkich darach poprosiła mnie o pomoc przy zdawaniu trudnych egzaminów na studiach.Akurat w tym momencie mnisi wykonywali tygodniową praktykę medytacyjną, związaną z Bogiem Mądrości, co łączy się z aspektami intelektu, pamięci i nauki.Dołączyłem do nich, opat przekazał mi mantrę, i codziennie przez tydzień praktykowałem tę technikę, pomagając również jej.

Zdała?

(śmiech) Nie, ale powiedziała, że z własnej winy, ponieważ nie uczyła się tego czego powinna.Jednak jej odczucia energetyczne, to że pomagała jej moja praktyka to druga sprawa.Umiała świetnie to czego się uczyła, ale egzamin dotyczył czegoś innego. Nie jestem odpowiedzialny za to, jak ludzie wykorzystują moją pomoc.Jej generalna opinia, to, że dużo jej to dało, podsunęła mi myśl że może jednak mógłbym pracować w ten sposób z ludźmi.Nawet na odległość.

Nauczyciele spotkani w Indiach dużo powiedzieli mi o tym, jak przekazywać energię i na jakich zasadach takie przekazywanie energii działa.Pobierałem nauki nie tylko od opata, miałem wielu nauczycieli, m.in. Steva Frisona który naucza tybetańskiego tai chi.Później zgłaszały się do mnie kolejne osoby, założyłem stronę internetową, zacząłem rozgłaszać się na forach. Najpierw robiłem to za darmo, późnie odpłatnie, za coraz większe stawki. Charakterystyczne jest to, że im więcej ludzi leczę tymi metodami, tym czuję się w tym lepszy.A im bardziej ludzie angażują się podczas przyjmowania tej pomocy tym więcej ludzi się do mnie zgłasza.Właściwie z każdym miesiącem praca jest inna, a ja się dzięki temu uczę coraz więcej.Zależy mi za każdym razem na tym, by dostać informację zwrotną na temat ich odczuć.

Operujesz w systemie bon. Możesz o tym opowiedzieć?

W tym co robię korzystam z rytuałów tradycji bon, które są lekko zmodyfikowane, na potrzeby sesji na odległość, oraz elementów szamanizmu syberyjskiego, których mnie nauczono.Jeśli chodzi o techniki uzdrawiania ciała fizycznego, to używam wtedy elementów bioenergoterapii.To tworzy pewną całość.

Czyli wszystko to łączy się harmonijnie. Bon z Szamanizmem oczywiście, ale bioenergoterapia nie kłóci się z pozostałymi?

– Są to trochę inne poglądy, w szamaniźmie przywołuje się duchy, w bon postacie oświecone. Bioenergoterapia daje nacisk na to żeby człowiek uzdrawiał.I to się uzupełnia. Ja działam w konkretnych aspektach, postacie przychodzą i działają w innych.Czasami pojawiają się szamańskie zwierzęta mocy. Nie zaobserwowałem, żeby to się kłóciło.

Jakie zwierzęta?

-Najczęściej pojawia się w moich wizjach niedźwiedź.To ciekawe pytanie, bo w związku z tymi zwierzętami powstał projekt, polski odpowiednik flag tybetańskich flag modlitewnych, lungta.Zamiast zwierząt kultury tybetańskiej, takich jak Garuda, Feniks, Wodny smok lub Wąż, Tygrys i tak dalej, z pomocą szamanki z Polski stworzyliśmy flagi na których pojawia się Niedźwiedź,Sokół, Sum (element wody), Ognisty Lis ( co może kojarzyć się z nazwą przeglądarki internetoweji Koń. Koń jest wspólny jeśli chodzi o wersję tybetańską i polską rzeczonych flag.

Czy flagi są już dostępne?

-Tak, planuję otworzyć profesjonalny sklep. Miałem już pierwszych klientów, ale na razie czekam, aż kilka innych projektów się domknie i wszystko będzie dostępne w ramach jednej witryny internetowej.

Czym jeszcze się zajmujesz poza projektem Scalania Duszy, Impulsu Bogactwa, produkcją polskich flag modlitewnych?

– Flagi były tak naprawdę dodatkiem do tłumaczeń, których jestem redaktorem, wraz z Jakubem Szukalskim. Kuba mieszka w Katowicach i przebywał w Indiach znacznie dłużej odemnie. Nauczył się języka tybetańskiego. Studiował długo te teksty.Stwierdziliśmy, że skoro jest potencjał i możliwość ku temu i można wykorzystać to w dobry sposób, zaczęliśmy tłumaczyć teksty tybetańskie na nowo (obecnie większość tłumaczeń buddyjskich jest z języka angielskiego – przyp. Red.), wprost z języka tybetańskiego.Inspiracją ku temu byli nauczyciele zachodni, których spotkaliśmy w indiach.Twierdzili że literalne, tłumaczenie tekstu to początek długiej drogi, ponieważ każdy tekst, modlitwa, niesie ze sobą pewną energię, którą warto uruchomić. Żeby odwzorować działanie tej energii, potrzeba dużo skupienia i zrozumienia tekstów, tego jaki przekaz niosą. Energia skupia się wokół pewnych znaczeń.Zrozumienie tego skutkuje dobrym tłumaczeniem.Wraz z Kubą, skupiliśmy się na tym, by teksty były po pierwsze dobrze przetłumaczone, ale również na tym, by użyte w nich słowa były nasze, polskie. W tym momencie tłumaczenia są niemalże domknięte.

Działasz bardzo odpowiedzialnie!

– W zasadzie tak, od samego początku napotykałem na wiele trudności, przeszkód wobec tego co robię, nawet ze strony reprezentantów tradycji Bon w polsce.Działam teraz z wieloma osobami i muszę robić to co robię jak najlepiej.Ale od czasu do czasu też trzeba iść na żywioł. Wyznaję w tej kwesti zasadę muzyków jazowych. Najlepszy jest dobrze przygotowany spontan.

(śmiech) Rada muzyków jazowych jest dobra!Mówiłeś, że napotykałeś na trudności. Opowiesz o tym?

Pierwszą trudnością jest to, że tak naprawdę duchowość wschodnia jest dla człowieka zachodu słabo przywajalna.Na przykład sztuka tybetańska. W pewien sposób mi się podoba, ale nie jestem jej wielkim fanem.Wielu ludzi ma z tym problem. To jest jednocześnie wada i zaleta.Jest to coś wschodniego, ma tę magię tybetu i tak dalej, jakkolwiek przełożenie wartości wschodnich na życie codzienne zachodu to inna sprawa.Nasze warunki są zupełnie inne od panujących tam.Nauki były spisywane w XIII wieku w Tybecie, żyjemy w Polsce i mamy XXI wiek.Przez to trudno przełożyć je na język świata współczesnego człowieka.To są zupełnie inne światy.Mają sobie dużo do przekazania, również nasz zachodni, ma coś do przekazania wschodowi.Ale szczepienie nauk wschodu w sposób dosłowny na naszym gruncie mija się z celem.Nie chodzi o to, żebyśmy modlili się po tybetańsku.Czyli trzeba nauki wschodu dostosować do naszych warunków. I to też nie znaczy, że my nie mamy nic do zaproponowania.Na przykład kiedy powiedziałem podczas mojej zeszłorocznej wizyty w klasztorze, że robię flagi, współpracując z szamanami z Polski, mich był bardzo zszokowany, że my tutaj mamy jakichkolwiek szamanów.Jeśli przekazalibyśmy im wiedzę na temat naszych zasobów duchowych, dialog pomiędzy kulturami i wierzeniami wyglądał by inaczej.Pewnie za dwa, lub trzy pokolenia sporo się zmieni w tej kwestii.

No tak, Wydaje mi się, że duchowość wschodu na zachodzie jest stosunkowo młoda.To jest raptem sto lat, o ile nie mniej, dzieło Junga i kontrkultury lat 60.

A to akurat nieprawda. Aśoka, wyznawca buddyzmu rządący w indiach w III wieku przed naszą erą nawiązał kontakty z władcami Hellenistycznej Syrii i Egiptu.Buddyści dyskutowali z apostołami.Buddyzm pod różnymi postacami wędrował wzdłuż jedwabnego szlaki, jak również chrześcijaństwo, które zawędrowało dosyć wcześnie do ChinHandel i wojny sprawiały, że dawni ludzie podróżowali znacznie częściej niż nam się wydaje i ich kultury mieszały się cały czas.

Z twojej historii wynika, że spotkałeś wielu tzw, mistrzów, albo nauczycieli jak wolisz.Obserwuję pewien głód w ludziach zajmujących się ezoteryką. Każdy szuka mistrza, który przekaże mu autentyczną wiedzę, jak żyć i rozwijać się.A „powszechnie” wiadomo, że by takiego spotkać, trzeba jechać na przykład do Indii czy Tybetu, tak jak to zrobiłeś.Jak spotkać mistrza w tutejszych warunkach?

– No tak, tylko że typowe oczekiwania wobec mistrza są faktycznie oznaką pewnego głodu, ale to nie funkcjonowało w Tybecie na takich zasadach.Tam uczeń nie miał takich wielkich roszczeń i żądań wobec mistrza.Wyglądało to tak, że szukał go długo, musiał przewędrować kilka dolin, to było trudna wyprawa, ale kiedy go już znalazł, wcale nie prosił go o odpowiedź na pytanie w stylu „jak żyć” , „co zrobić ze swoim życiem”, „czy zerwać ze swoją partnerką czy nie”.Tego typu pytania, są oznaką tego, że chcemy zrzucić na kogoś odpowiedzialność za swoje życie, żeby ktoś podjął za nas decyzje.Jest to uszczuplanie swojej energii, ponieważ pozbawiamy się możliwości decydowania o swoim życiu. To smutne, że ludzie tak robią.W Tybecie działo się tak, że uczeń brał poprostu jakieś praktyki, rytuały, czy medytacje- ogólnie rzecz biorąc instrukcje.Następnie odwiedzał go jeszcze raz w życiu, lub wcale. Takie były warunki, średnia życia była krótka. Zadowalał się tym co dostał.Według moich doświadczeń, tak naprawdę to wystarczy.Trzy słowa od mistrza, pod tułem rób to i to. Otwierają pewną furtkę, drzwi w głowie, a potem człowiek zaczyna radzić sobie sam.Oczywiście napotyka na przeszkody, ale może dać im radę, ma na tyle sił.

Przecież przeszkody są super. Mogą być naszymi nauczycielami.

To jest dobry pogląd. Tylko problem pojawia się wtedy, kiedy nie widzi się, że przeszkody są super.

A co z pojęciem mistrza wewnętrzego, którego możemy odnaleźć w środku?To jest jedno z ciekawszych twierdzeń Buddyzmu tybetańskiego a nawet kilku innych tradycji.W wielu medytacjach pracuje się z tą właśnie częścią świadomości która jest mądra, dobra i prawdziwa.Częścią którą jesteśmy my – tak po prostu.Dobry kontakt z samym sobą uruchamia w nas duże pokłady życzliwości wobec siebie i szacunku wobec innch.Można nazwać to rozwojem

Przeprowadzasz również egzorcyzmy. Na czym to polega?

Mam inny pogląd na to, czym są opętania i na to, czym są kłopoty z duchami.Jest to dużo bardziej skomplikowane, niż przedstawia to powszechna wiedza na ten temat.Wykonuję egzorcyzmy z pomocą rytuałów bon, co samo w sobie jest złamaniem kilku dogmatów, które mówią, że w egzorcyzmach najlepszy jest starszy, nieżyciowy, katolicki ksiądz.Egzorcyzny też robię na odległość, co też łamie kilka konwencji, ale główna różnica jest związana z nowym poglądem na ten temat.Opętania występują, kiedy człowiek ma w sobie dużo, tzw. cienia. Mówił o tym Jung. Cień jest jednym z archetypow, który obejmuje wyparte części emocji, myśli, tego za kogo sie uważamy.Na przykład nie uważamy się za biznesmena, dlatego w snach goni nas biznesmen. Boimy się cięzkiej pracy.Jesteśmy sztywni i goni nas szaleniec. I dodatkowo kiedy kto pielęgnuje w sobie na przykład agresję, czy inne zaciemnione uczucia, cień rośnie. I aktywuje się w coraz trudniejszy sposób.Wcześniej przeszkadzał nam żyć pełnią życia a teraz przeszkadza funkcjonować i uważamy go za coś zupełnie odrębnego od własnej osobowości. Cień ma więcej funkcji niż opisywał Jung. Jest związany z podświadomością, a jak wiadomo podświadomość ma niesamowite możliwości. Może uruchomić telekinezę, potem ściągnąć dodatkową porcję prawdziwych duchów, negatywnych czy zmarłych co dodatkowo zaburza. Więc jeśli opętanie to cień, który jest chory, to można rozwiązać problem również na odległość. Zamiast siłować się z nim i mówić kto ma większą biblię i kto zna lepiej Boga, można z nim porozmawiać i zacząć proces scalania tego złego cienia z tą osobą, która uważa się za dobrą. Okazuje się, że można wtedy żyć pełnią siebie i z zupełnie inną jakością.

Używasz często słowa scalanie, albo jego pochodnych.Scalanie tradycji, sfer życia, cienia z resztą osobowości. Czy to jest twoje słowo klucz?

Uważam że to potrzebne słowo. Życie jakie teraz znamy ulega atomizacji. Psycholog już nie dogada się z piekarzem. Fizyk kwantowy nie dogada się z ekonomistą. Tworzymy wiele pojęć i coraz trudniej dogadać nam się między sobą jako ludźmi, coraz trudniej nam się dogadać również z samym sobą.Jest telewizja, czy komputer i czasami te przydatne wynalazki tworzą poważne zaburzenia.W słowie scalanie chodzi o to żebyśmy przebywali w stanie całości.Tak jak w przypadku cienia, zaczynamy się czegoś bać, separujemy siebie i tworzymy wewnątrz podział. Utrzymanie tego podziału, kosztuje nas dużo energii.Jeśli każdy, w naukach duchowych jakimi dysponuje, poszuka poprostu siebie, to będzie mu łatwiej, będzie szczęśliwszyA jeśli jest się szczęśliwym, łatwiej osiągnąć wyzwolenie.

Na sam koniec zareklamuj proszę swoją stronę internetową i działalność.

Strona nazywa się ScalenieDuszy.pl a na forach internetowych można mnie namierzyć jako Sosnowiczanina.

z Bartoszem Kazibudzkim wywiad przeprowadził Bartosz Borowski

2 komentarze

  1. Monika 4 lata temu
  2. Aneta 2 lata temu

Dodaj komentarz