Choć etykieta dziennikarska sugeruje nie używanie takich zwrotów, to na usta ciśnie się tylko jedno: Ale jaja. Wyobraźcie sobie, że dosłownie „cud” uratował w 1961 kilka milionów amerykanów, którzy mogli wyparować lub umrzeć z powodu opadu radioaktywnego w wyniku przypadkowego spuszczenia potężnej bomby wodorowej przez jeden z amerykańskich bombowców B-52 ma terenie Stanów Zjednoczonych w północnej Karolinie. Dosłownie cud, czy też raczej przypadkowy szczęśliwy traf sprawił, że zrzucona bomba wodorowa nie eksplodowała. Było to tak:
23 stycznia 1961 bombowiec B-52 przewożący na swoim pokładzie dwie bomby wodorowe wykonywał rutynowy lot wzdłuż wschodniego wybrzeża USA. W pewnym monecie w wyniku turbulencji powietrznych bombowiec wpadł w korkociąg i doszło do przypadkowego spuszczenia obu bomb wodorowych. W tym czasie samolot znajdował się w północnej Karolinie nad miastem Goldsboro. Jedna z bomb była nie uzbrojona, druga jednak owszem. Ładunek miał siłę 260 razy większą niż bomba spuszczona na Hiroszimę. Gdyby doszło do jego eksplozji straty w ludziach liczone były by w milionach, skażonych zostało by setki kilometrów kwadratowych a opad radioaktywny zagroził by między innymi Nowemu Jorkowi. Łatwo sobie też wyobrazić, że gdyby do tego doszło to dzisiejszy świat wyglądał by zupełnie inaczej. Z pewnością społeczne i polityczne reperkusje tego zdarzenia miały by spore szanse zmienić znacząco bieg wydarzeń i przebieg Zimnej Wojny. Z pewnością też zniknęło by publiczne poparcie dla programu zbrojeń atomowych.Co uratowało miliony ludzi? Przypadek a może cud zależnie jak chcecie to sobie nazwać: przełącznik będący częścią zapalnika uzbrojonej bomby wodorowej szczęśliwie uległ awarii i nie zadziałał. Szansa na to oczywiście była jak na wygraną totolotka. Tym razem jednak szczęście uratowało miliony ludzi i sprawiło, że historia potoczyła się swoim torem. Przyznacie jednak, że szczęka opada gdy pomyśleć, że ślepy traf uratował miliony ludzi w tej sytuacji.
Rząd Stanów Zjednoczonych ukrywał te fakty przed opinią publiczną. Ba, nawet w dokumentach rządowych dopiero w 1969 oficjalnie odnotowano to wydarzenie. O sprawie dowiadujemy się dzięki dziennikarzowi Eric’owi Schlosser’owi, który uzyskał dostęp do dokumentów powołując się na ustawę wolnego dostępu do informacji, która od jakiegoś czasu umożliwia dziennikarzom w Stanach uzyskiwanie dostępu do tego co przez lata skrzętnie ukrywano przed opinią publiczną. Wiele czytamy rożnych ciekawostek, ale takie wieści gdzie czarno na białym widać jak niewiele dzieliło ludzi od katastrofy dają do myślenia. Ile jeszcze innych rzeczy wokół dzieli lub dzieliło nas o włos od katastrofy i się o tym nigdy nie dowiemy?