– Dziękuję za twoje wsparcie Mayu – odparł Tauril i uśmiechnął się do nas wszystkich nieco pobłażliwie – Czy nie robiliśmy sobie żartów, kiedy Nide opowiadała nam wszystkim, że chce nauczyć się czytać aurę? Do dzisiaj trudno mi uwierzyć, że wtedy nie dopuszczałem do siebie myśli, że jej się uda. A teraz? Dzięki niej przecież wielu z nas uniknęło niepotrzebnych problemów. Pamiętasz Anu, jak podpowiadała ci przed egzaminem na pilota maszyn antygrawitacyjnych? Poradziła ci, jak rozmawiać z prowadzącym oficerem, żeby zyskać jego zaufanie. Zauważyła go na korytarzu, odprowadzając cię na egzamin, i w ciągu minuty opowiedziała ci o tym, co kryła jego aura. Tylko ona wiedziała, że tak naprawdę bał się latać, a swój strach cały czas próbował przełamać, służąc we flocie obrony planetarnej i ucząc młodych. Oni przełamywali symbolicznie jego strach, co dawało mu poczucie tryumfu nad słabościami. Gdyby nie Nide, nie wiedziałbyś, dlaczego tak trudno zdać ten egzamin. Teraz natomiast jesteś świetnym pilotem, a nam chyba przyda się ktoś taki…
– Masz rację, ten gość miał fioła na punkcie bezpieczeństwa i panowania nad maszyną, a ja za bardzo lubię wrażenia i prędkość. Gdyby nie Nide, na pewno by mnie oblał, bo nie przejmowałem się nigdy za bardzo systemami bezpieczeństwa. Przecież te maszyny, na których lataliśmy od dawna wyposażano w potrójne systemy zabezpieczeń, a wielu studentów nawet nie miało pojęcia, jak działa antygrawitacyjny system awaryjnego pozycjonowania czy kompensatory inercji… Przypomniałem sobie w ostatniej chwili to, co tylko wiedziałem na ten temat, od tego zacząłem swoją wypowiedź, no i udało się. To był dla niego punkt decydujący o przyznaniu licencji, choć wiedziałem, że nie będzie łatwo, bo przecież wcześniej sobie na to zasłużyłem.– No właśnie – podsumował Tauril – czy coś, co wydaje wam się nieprawdopodobne jest jednocześnie niemożliwe? Poza tym, co mamy do stracenia? Chcecie tu siedzieć i dumać, jak wykorzystać ostatnie dni, czy wolicie walczyć o własne tyłki i realizować jednocześnie swoje najbardziej szalone marzenia? Myślę, że odpowiedź jest prosta!Po tych słowach uścisnęliśmy się wszyscy, wymieniając uśmiechy, które delikatnie i nie całkiem umiejętnie skrywały nasze wspólne obawy. Te zaś z minuty na minutę narastały, w miarę jak wszyscy uzmysławialiśmy sobie, co tak naprawdę oznacza plan Taurila i jakie niesie ze sobą ryzyko. Wiedzieliśmy, że największym problemem nie będą pieniądze, bo w takim momencie jak ten, każdy jest w stanie wszystko zostawić i ratować życie. Problemem będzie sam odlot. W ostatnich tygodniach w obawie przed paniką władze rządu światowego wstrzymały wszelki ruch między Ziemią a stacjami orbitalnymi, bazami księżycowymi i Marsem. Nawet misje naukowe zostały ograniczone jedynie do tych, które mogły dać odpowiedź na pytanie: Kiedy i czy nadejdzie najgorsze?Na orbicie budowano siedem potężnych promów, którym nadano niewiele mówiące nazwy, takie jak choćby: Światło Dnia, Nowy Horyzont, czy Spojrzenie w przyszłość, brzmiące jednakże nad wyraz dumnie. Zapewne było tak, by przed oczami ludzi wytworzyć mimo oczywistego niebezpieczeństwa złudną atmosferę jakiejś pionierskiej wyprawy w celu zdobywania nowych światów, nie zaś misji ostatniej szansy. Kreowano tę sytuację zapewne również po to, by stworzyć wrażenie bezpieczeństwa, dzięki nadziei na możliwość ocalenia. Liczby pasażerów, jakich mogły owe promy pomieścić, oczywiście były zawyżane, czego w zasadzie nikt nie potrafił sprawdzić, dlatego też panika dawała się odczuć w regionach krajów uboższych, gdzie większość społeczeństwa nawet nie mogła myśleć o szansie na opłacenie miejsca.Najgorsza, zatem sytuacja panowała w Północnej Ameryce, gdzie kilkadziesiąt rozbitych wewnętrznym chaosem, byłych stanów Ameryki Północnej, znajdowało się w głębokim kryzysie od ponad kilkudziesięciu lat. Poza tym, pogrzebanymi nadziejami naznaczony był też region rozpadającej się Federacji Rosyjskiej, która jeszcze czterdzieści kilka lat temu miałaby możliwości, żeby sprostać wyzwaniom dzisiejszego zagrożenia, posiadając bazę naukową i przemysłową potrzebne do budowy promów ewakuacyjnych. Zapewne wtedy byłaby zdolna wesprzeć akcję zainicjowaną przez Zjednoczoną Światową Agencję Kosmiczną. Do organizacji tej jednak nie zdołała nawet dołączyć. Nie istniała już niestety Japonia, która kiedyś stanowiła kolebkę najbardziej zaawansowanych technologii i mogłaby wnieść ogromny wkład w tę wyjątkową sytuację. Ocean i trzęsienia ziemi pochłonęły ten piękny kraj, cofając światową gospodarkę o kilka dekad.Prace nad programem „Nowy Dom”, czyli tak naprawdę nad ucieczką z Ziemi dokądkolwiek się uda, spadły na barki Zjednoczonej Oceanii i Unii Południowoamerykańskiej, gdzie najprężniej rozwijał się właśnie przemysł kosmiczny. Poza nim wciąż świetnie prosperował sektor energetyki, napędzany naglącą potrzebą opracowywania coraz wydajniejszych źródeł energii. Mimo starych praktyk ukrywania genialnych technologii, które mogłyby z dnia na dzień zmienić oblicze świata, ten dział przemysłu czynił wciąż postępy. Oczywiście Europa też miała w całej operacji swoją rolę, ale jej chwiejąca się struktura polityczna ograniczyła ją do zapewnienia, co najwyżej pomocy finansowej i doradczej w kilku aspektach.Na gorąco spreparowano też, jak nam wszystkim się wydawało, informacje o szczęśliwym odkryciu bliskiej planety, podobnej do Ziemi, na którą wyznaczono kurs promów ewakuacyjnych, co było kolejnym zabiegiem sterowania masową świadomością. Dowiedzieliśmy się również od tych z naszej grupy zajmujących się rozwojem zdolności postrzegania pozazmysłowego, że na całej ziemi zostali zmobilizowani współpracujący z rządem ludzie o zdolnościach teleempatycznych. Mieli oni delikatnie, poza areną całych przygotowań, zasilać sferę zbiorowej świadomości planety impulsami emocjonalnymi niwelującymi odczuwanie zagrożenia. Dotychczas, jak szacowano, jedynie ułamek populacji zaczynał uzyskiwać bądź uzyskał świadomy dostęp do mentalnego płaszcza ziemi i świadomości planetarnej, tak więc działania teleempatycznych agentów miały swoje uzasadnienie i dawały wyraźnie odczuwalne rezultaty. Szczególnie skuteczne były owe manipulacje wśród tych, którzy nad rozwojem swoich naturalnych zdolności nie pracowali, poddając się bez oporu wpływom mediów, rządu i wszystkich opłacanych szarlatanów od kształtowania świadomości społecznej. W obliczu sytuacji, jaka nastała dla ludzi świadomych, trudno było niektórym rozstrzygnąć, czy lepiej jest wiedzieć, co nam zagraża czy też nie, zważywszy na realne szanse ocalenia jedynie maleńkiej garstki. W połączeniu z niepewnymi ostrzeżeniami o zagrożeniu planety, które mogło okazać się całkiem nierealne, znacznie wyolbrzymione albo o wiele większe, niż podawano do publicznej wiadomości, zamęt i uczucie bezradności wobec nieznanego powodowały niemałe problemy i niekontrolowane zachowania społeczne.
Same wyjaśnienia dotyczące tego, co nam zagraża nie były w stanie dać wyobrażenia potencjalnych szans na opracowanie najbardziej realnego scenariusza. Niekończące się debaty naukowe i trwające cały czas obserwacje z orbity ziemi i baz księżycowych, które nie przynosiły jednoznacznych wyjaśnień i prognoz, dodatkowo potęgowały nastroje frustracji i paniki. Po pewnym czasie jednak zaczęły nawet powodować znudzenie i spadek niepokojów, chyba z powodu zmęczenia opinii publicznej tematem tak szalenie intensywnie i jednocześnie bezpłodnie wałkowanym. Była to sytuacja paradoksalna, ale wytłumaczalna w okolicznościach szerokiej i głębokiej kontroli mas oraz sterowania ich nastrojami. Świat, w jakim przyszło nam żyć, był tak skutecznie wypełniany natłokiem bezwartościowych informacji i rozrywek, że ludzie stawali się niewrażliwi i odcięci od życia, jeśli bardzo nie starali się ograniczać dopływu do siebie tego, co im zewsząd serwowano. By pozostać człowiekiem myślącym, należało wyrzucić ze swojego domu wszelkie urządzenia odbioru publicznych mediów, zaś w ich miejsce zaopatrywać się w książki i czasopisma wydawane w podziemiu oraz utrzymywać kontakty z podobnymi sobie ludźmi, słowem, karmić swój umysł wiedzą pochodzącą z otwartych głów, wyrosłą z pasji, a nie komercji.Jeśli zaś chodzi o samo zjawisko, jakie spowodowało całe zamieszanie, to z oficjalnie dostępnych informacji, przecieków szerzonych przez światek naukowy oraz z tego, co zdołali ujrzeć w swych astralnych zwiadach Arctu i Maya, wynikał dość niepokojący scenariusz. W porównaniu z tym oficjalnym, znanym ogółowi społeczeństw, wydawał się on nawet bardziej niepokojący. Z tego też powodu po kilku już dniach od powstania pomysłu ewakuacji na własną rękę w naszej małej grupie dało się odczuć narastającą siłę woli przetrwania. Jej widzialne rezultaty przejawiały się w postaci wielkiego zaangażowania każdego z nas. Wiedzieliśmy, że musimy zgromadzić jak najwięcej środków materialnych oraz informacji mających nam umożliwić zdobycie niewielkiego statku, zdolnego do podróży międzygwiezdnych, oraz przygotowanie startu, który nie wzbudziłby podejrzeń miejscowych władz i służb bezpieczeństwa.Z naszych początkowych ustaleń i oficjalnych komunikatów wyłaniała się taka oto historia sięgająca kilku miesięcy w przeszłość i wybiegająca kilkanaście tygodni w przyszłość.Teleskop na orbicie geostacjonarnej badający przestrzeń w poszukiwaniu śladów egzotycznych cząstek natrafił mniej więcej dziewięć miesięcy temu na obiekt zbudowany prawdopodobnie z egzotycznej materii, który znajdował się na kursie kolizyjnym z Ziemią. Prawdopodobieństwo zderzenia oszacowano na 98 procent. Wszyscy naukowcy odpowiedzialni za bezpieczeństwo planety i monitoring zagrożeń kosmicznych, którzy podobnych rozmiarów obiekty potrafili dostrzec kilka lat wcześniej, wpadli w wielkie zakłopotanie z powodu tak późnej detekcji owego ciała. Nie potrafiąc tego wyjaśnić, przez kilka tygodni starali się znaleźć przyczynę zjawiska. Ciemna materia była przecież wielokrotnie rejestrowana w naszym Układzie Słonecznym, i chociaż w postaci niewielkich obiektów albo wręcz pojedynczych atomów, to nie sprawiała problemów w jej detekcji. Tyczyło się to również różnego rodzaju egzotycznych cząstek powstających w wyniku fluktuacji podprzestrzennych. W tym przypadku, mimo iż zarejestrowany obiekt miał rozmiary znacznie większe od pierwszego lepszego bolidu zdolnego zniszczyć życie na Ziemi, to nie został zauważony na tyle wcześnie, na ile pozwalały możliwości obserwacyjne. Naukowcy wreszcie wpadli na zaskakujące rozwiązanie tej zagadki, z którym trudno było się nie zgodzić, ale w głównej mierze tylko dlatego, że nie było możliwości jego weryfikacji. Stało się tak ponoć z tego powodu, że zjawiska, jakie doprowadziły do pojawienia się ciemnego bolidu, będące podobno „silnymi fluktuacjami podprzestrzennymi”, trwały zbyt krótko, by można je było zarejestrować. Stało to jednocześnie w sprzeczności z rozmiarami ciała, jakie się w ich wyniku wyłoniło w pobliżu Ziemi. Stworzono, zatem wyjaśnienie zakładające powstanie w niewielkim czasie okna kanału podprzestrzennego oraz przybycie z niego owego bolidu. Jednak skąd w kosmosie miałby on przybyć oraz czy jego pojawienie się było spontanicznym i naturalnym fenomenem – tego nie wiedziano. Nikt też nie próbował komentować spekulacji, jakie pojawiały się w mediach, że mógłby to być celowy akt sprowokowany przez jakąś obcą cywilizację. Wszakże ludzkość od kilkunastu już lat komunikowała się z cywilizacjami zamieszkującymi najbliższe nam sąsiedztwo gwiezdne, i choć na razie nie istniała fizyczna komunikacja międzyplanetarna pomiędzy nami a nimi, to ich zapewnienia o braku wrogich zamiarów, potwierdzane zresztą przez kilka lat szczerą wymianą wiedzy oraz kilku istotnych dla naszego postępu technologii, nie dawały podstaw do posądzania kogokolwiek o celowe działania przeciw Ziemi.Wreszcie pojawiły się teorie spisku światowego, do których już ludzkość przywykła przez dziesięciolecia manipulacji. Nie pierwszy raz domyślano się, że komuś stojącemu za plecami tych „pozornie rządzących” zależy na stworzeniu sztucznego zagrożenia, by móc uzyskać jeszcze większą kontrolę niż dotychczas. I choć Ziemia przeżyła już kilkadziesiąt konfliktów powstałych po ujawnieniu szokującej prawdy na temat działań rządów, wciąż istniała obawa, że taki scenariusz może się powtórzyć. Nikt nie pogodził się ze straszliwą prawdą, że władze potrafią zabijać własnych obywateli tylko po to, by zyskać pretekst do zbrojnych działań przeciw innym krajom. Taktyka tak stara jak cywilizacja, która mówi „dziel i rządź”, musiała wreszcie spowodować globalny opór. Od czasu masowych protestów przeciw marionetkowym rządom w wielu krajach sporo się zmieniło. Nie wszystko jednak zmieniło się na lepsze. Czasem po prostu sięgano po inne, subtelniejsze i zakamuflowane działania, obejmujące jednak szerszy horyzont planowania. Działania manipulantów zaczęły wprzęgać w swoje siły psychicznych agentów, telepatów, psychokinetyków i wszelkich posiadających nadnaturalne zdolności ekstrasensów. Jedno jednak pozostało niezmienne, leżąc u podstaw działań ludzi sięgających po takie metody – strach. My zaś przekonaliśmy się już o tym nie raz w ciągu naszego życia, jak sterowana strachem masa społeczna potrafi wreszcie wystąpić z brzegów iluzji praworządności i szaleć niczym tornado, aż głowy odpowiedzialne za ogłupianie i bezduszną rządzę władzy spadną na ulice, wieszcząc koniec kolejnego pokolenia niewidzialnych władców świata. Od pierwszego na tak niespotykaną skalę wydarzenia, jakim był wrzesień dwutysięcznego pierwszego roku, minęło wiele lat, ale ta podła strategia niestety ewoluowała, wciąż przybierając coraz bardziej ukryte i bezwzględne formy manipulacji. Wreszcie przypieczętowano walkę z tymi ukrytymi elitami i utworzono Rząd Światowy, lecz ten niestety szybko okazał się przedłużeniem i częściową legalizacją interesów tych samych grup, które wcześniej skandowały hasła „New Word Order”, Wtedy rozmiary ludzkiej wściekłości sięgnęły granic. Powstało wiele samowystarczalnych, małych grup wojowników, którzy świetnie zorganizowani eliminowali cicho i skutecznie kolejnych ojców światowej manipulacji. Choć sprawili oni, że polityka iluzji na wielką skalę skończyła się, to równocześnie przyczynili się do utrwalenia pozycji Nowego Rządu Światowego i rozproszenia starych elit. Ten fakt praktycznie uniemożliwił wykorzenienie owych paskudnych działań ze świata sceny władzy. Wszystko to doprowadziło do wypracowania niespotykanych wcześniej systemów cichej kontroli i wywiadu, stworzenia grup cywilnych informatorów i samowolnych łowców informacji, a nawet nieświadomych swojej pracy „czystych agentów” i nowych profesji przestępczych oraz brutalnych „niewidocznych” sił porządkowych. Słowem, ubrana w nowe technologie, nazwy i zasady, gra o kontrolę i pieniądze trwała wciąż jak dawniej, z tym, że wtopiła się teraz mocno w codzienność człowieka, który zmuszony został do pogodzenia się z faktem, że nawet świat jego myśli styka się ze światem walki o władzę. Mogło się bowiem zdarzyć tak, że człowiek, który na przykład zalegał ze spłatą kredytu, zostawał objęty nadzorem rządowym. Nadzór ten obejmował monitorowanie jego domu, operacji na kontach, stanowiska pracy i kontaktów biznesowych, a nawet większych prywatnych zakupów. W tym wszystkim oczywiście ukrywano cel o wiele ważniejszy. Człowiek taki zaopatrzony w mikroczip będący zabezpieczeniem interesów banku, służył całemu sztabowi agentów uzyskujących interesujące ich informacje. Nietrudno zgadnąć, że takie sytuacje były często prowokacjami, tylko po to, by zyskać wtyczkę w środowisku osób, którymi się interesowano. Takie działania oczywiście wzbudziły niespotykaną wcześniej nieufność wśród ludzi, którzy znów zostali w ten sposób podzieleni na dwie grupy. Do jednej z nich należeli ci, którzy poddali się kampanii strachu i stali się zamknięci na innych, niewrażliwi i egoistyczni, do drugiej tacy, którzy mimo wszystko zachowali w sobie ciepło i świadomość, że człowiek poddawany jest wyjątkowo perfidnym testom na człowieczeństwo. Te kontrasty pogłębił jeszcze bardziej kosmiczny gość, kiedy zrozumiano, jakie niesie ze sobą zagrożenie, wpływając coraz bardziej odczuwalnie na emocje społeczeństw.W związku z nim natomiast nasi przyjaciele ustalili, że jest zapowiedzią potężnych i nieznanych wcześniej energii, które w sferze astralnej wywołują na Ziemi prawdziwy popłoch. Przewodnicy duchowi, których zachowanie było nadzwyczaj tajemnicze w tych dniach, nie potrafili lub nie chcieli udzielać wyjaśnień, radzili tylko robić, co w naszej mocy, by uniknąć udziału w przeżywaniu tych wszystkich ciężkich emocji, jakie narastały wśród ludzi. Na temat samego bolidu wypowiadali się krótko: „Cywilizacja, która tak uparcie generuje i rozprzestrzenia przez wieki energie chaosu i braku harmonii, musi w końcu spotkać się z konsekwencjami swoich pozbawionych światła myśli. Taka jest natura życia we wszechświecie. To, co wysyłasz w jego przestrzeń, powraca do ciebie ze zwielokrotnioną mocą. W efekcie nie wszechświat traci, ale ten, kto wprowadza do niego chaos, pozostali zyskują bowiem doświadczenie, a on sam musi ostatecznie przyjąć na siebie to, co stworzył. Jedynie ci, których życie było życiem w świadomości Źródła, nie muszą się obawiać śmierci w materii”.
c.d.n.