(wydarzenia pochodzą z dalszej części książki)
– Czy domyślacie się, co się dzieje na Ziemi? – pociągnęła dalej Maya, chcąc wzbudzić jakiekolwiek skojarzenia.
– Kiedy myślę o Ziemi, czuję jak napełnia mnie jakaś dziwna ekscytacja – zauważył nagle Arctu.
– Coś się jednak dzieje… – skomentował Anu.
Przecież już bardzo wiele powiedziano tam, na Ziemi, o nadchodzących wydarzeniach, nie jedna kultura zachowała starożytną wiedzę o prawach rządzących kosmosem, którego częścią jest nasza planeta. Na pewno macie sporo pomysłów i oczekiwań co do tego szczególnego czasu – dodała Maya, chcąc skupić uwagę wszystkich na energetyce Ziemi.
Nagle, w głowach pojawił się szereg szybko przebłyskujących obrazów. Zobaczyli je wszyscy na raz i zapewne w ten sam sposób, jakby otworzyli dostęp do jakiejś wirtualnej biblioteki, podając hasło i wywołując projekcję. Oto Ziemia niezamieszkana przez ludzi ukazała się piękna i czysta, pełna kolorów i zwierząt, lasów i rzek. Następnie zobaczyli ją zrujnowaną przez globalne kataklizmy, w których ginęły całe cywilizacje. Widzieli przez ułamki sekund kilka cywilizacji istniejących na Ziemi oraz ich koniec, za każdym razem domknięty przez wydarzenia naturalne i te spowodowane przez ludzi, o takim nasileniu, że zacierały po nich wszelki ślad. Wreszcie zobaczyli czasy cywilizacji, jaką znali sami. Ziemia wydała się bardzo zmęczoną istotą, która ugina się pod ciężarem brudnej i hałaśliwej cywilizacji kierującej swoje największe siły w celu podporządkowywania jej sobie. Zobaczyli migające jedna po drugiej ludzkie twarze, które zdawały się odsłaniać przed nimi swoje wnętrza i poczuli na sobie ich aury i całe zgromadzone doświadczenie. Z każdą nową twarzą czuli coraz więcej strachu, przygnębienia, smutku, rozpaczy, zniechęcenia, poczucia braku szczęścia i umierającą w tym wszystkim radość życia. Ziemia gotowała się w tych ciężarach ludzkich emocji, niczym w bulgoczącej leniwie smole. Wojny, śmierć w straszliwych okolicznościach, rozpacz niewinnych dzieci – napięcie sprawiło, że poczuli, jak gardła zaciskają się im mocno, a oczy zaczynają prosić o łzy, by choć w ten sposób ulżyć duchowi, przez którego przelewał się tak potężny ładunek ciężkich energii.
Wreszcie coś wydarzyło się, co sprawiło, że w tej masie czerni, szarości i brudnych barw ludzkich serc, zaczęły pojawiać się nieśmiałe światełka jakiejś nowej jakości. Jakaś jaśniejąca energia powoli rozszerzała się, obejmując coraz większe powierzchnie planety i grupy ludzi.Nagle któreś z przyjaciół zapragnęło przyjrzeć się choć jednemu sercu, które rozbłysło w tej masie brudu i wtedy wewnętrznym oczom ukazała się twarz kobiety. Spokojna i wyciszona patrzyła przed siebie odważnie. Zdawała się być pozbawiona wewnętrznego napięcia, jakie nosili w sobie inni. Nide, co dosięgło pozostałych, pomyślała… „Co ją tak odmieniło, poznajmy jej myśli!” Natychmiast usłyszeli je wszyscy, a za nimi myśli setek innych jej podobnych, którzy swoimi sercami odmieniali powoli ducha planety. Przez umysły przebiegło mnóstwo słów, które rozjaśniły tę zadziwiającą scenę i stało się zrozumiałym, jakie zmiany zaszły w ludziach, którzy przybrali postać tych jaśniejących ogników. Jakby szept setek osób, usłyszeli:
Przecież to do niczego nie prowadzi…Czy ja żyję tylko po to…Dlaczego ludzie stworzyli tyle sposobów, by się unieszczęśliwiać…Ja nie chcę tak żyć…Tato, wiem, że mnie kochasz, nawet jeśli tego nie mówisz…Jestem przecież kimś więcej niż tylko ciałem…
Jaką korzyć przynoszą mi te wszystkie bzdury, którymi muszę się zajmować…Moje dziecko jest mądrzejsze ode mnie, bo nie potrzebuje tego wszystkiego…Jest mi dobrze, tak jak jest… przecież życie mogłoby być takie przyjemne…Kto rządzi tym wszystkim, oddaliśmy swoją wolność… gdybym była Bogiem, to uśmiechnęłabym się z politowaniem nad tymi biednymi durniami…Nie potrzebuję twoich słów, pomiędzy mną a Bogiem nie ma niczego, więc nie mów mi, że jestem słaby…Kocham cię…Chyba każdy pragnie żyć szczęśliwie…Kocham cię…Jak to wszystko zmienić? Mam dość tej gonitwy…Trzeba wpierw stać się swoim pragnieniem, żeby dostrzec, że pragnienie jest tylko iluzją… przecież to wszystko jest takie proste…Możesz mnie zabić, nie dbam o to, będę żył dalej…Kocham cię…Niczego mi właściwie nie brakuje… i tak wrócę tu…Śmierć przecież nie pozwoli mi niczego zabrać ze sobą…Jesteś moją radością!Nie płacz moje dziecko, oni mają wszystko, a są biedniejsi od nas… Wierz mi!On jest w głębi duszy taki, jak ja… Taki sam, jak ja… Dokładnie taki, jak ja!Mamusiu, pomóż temu chłopcu, on nie ma niczego, proszę…Kocham cię…Oszukując ją, oszukuję przecież siebie…Gwiazdy są dziś takie piękne… trudno to przyznać, ale nie widziałem tego wcześniej…W końcu jesteśmy wszyscy połączeni…
Dziękuję, że jesteś przy mnie w tej ostatniej chwili, teraz odejdę w spokoju…To strach sprawia, że zachowujecie się jak zwierzęta. Przecież wy nie macie się czego obawiać…Kocham was…Jesteście do cholery nieśmiertelni, nie rozumiecie…Ziemia nas potrzebuje… nie chcę tego robić… czas dojrzeć moi drodzy…To świadomość daje wolność… a ty, sam ją sobie odebrałeś…Spójrz, tam głęboko… to w tobie jest cały wszechświat!
Jakby wyśpiewane przez chór w pieśni bez ustalonego porządku dosięgło wszystkich zrozumienie, że to my wszyscy, ludzie, tworzyliśmy obraz planety, która służyła za schronienie, a którą traktowaliśmy bez szacunku.W następnej chwili ukazały się kataklizmy i ginący świat człowieka przywiązanego do posiadania, do materii. Ukazał się umierający człowiek, który ściskał torbę z dokumentami, chciwy starzec, który odchodził żałując, że zamienił rodzinę na pieniądze, trzęsienia ziemi, które zdały się mówić do ludzi: „zostawcie te niepotrzebne rzeczy! W waszych duszach jest wszystko, czego wam potrzeba!”; choroby, które ostrzegały: „jeśli nie zwrócicie swojej uwagi ku rzeczom naprawdę cennym, będziecie cierpieć”. Przez sześć serc przepłynęła rozpacz bankruta, który uwierzył, że to jego koniec i planował samobójstwo, strach i rozpacz niesione w morderstwach w każdym miejscu na ziemi, gdzie strach brał górę nad miłością i zrozumiałe stało się znów coś głębokiego. Stało się jasnym, że nadszedł koniec świata, ale tego świata, który ceni materialność wyżej niż ducha. To jednocześnie było bardzo przygnębiające i niosło ulgę. Była to dziwna mieszanka uczuć, która sprawiała, że chciało się krzyczeć w poczuciu beznadziejności i odpuścić w świadomości, że tak jest najlepiej.
– Co jednak dzieje się teraz na Ziemi!? – energicznie rzucił Anu, wyrywając pozostałych z potoku obrazów, jakie zalały umysły.– Zobaczcie sami! – myśl nie wiadomo od kogo, pojawiła się w umysłach.– Dlaczego nie? Słyszeliście to? – Anu rzucił wesoło zachęcony tajemniczą podpowiedzią.Wszyscy zgodnie dali znak, że słyszeli te słowa, jednak nikt przez kilka chwil nie poszedł za ciosem i słowa Anu zawisły w przestrzeni. Wreszcie Arctu, potrząsając głową, jakby zdał sobie sprawę, że nie potrzebnie czekają na pomoc zawołał do Anu:– Na co czekamy, przecież nauczyli nas tutaj podróży do innych światów?!– Masz rację, zobaczmy sami, co się dzieje na starej dobrej Ziemi – dołączyła Nide, która zawsze chętnie angażowała się w ekscytujące pomysły.Pozostali z wyraźnymi uśmiechami na twarzach milcząco włączyli się w tę inicjatywę. Kiedy tylko w myślach każdego z przyjaciół zagościło pierwsze wspomnienie na temat Ziemi, biała fala światła przelała się przez całe zgromadzenie, i biegnąc od najdalszych względem kryształu nauczycieli, zbiegła się w nim, wciągając wszystkich razem do jego wnętrza. Z niego zaś wystrzelił ku górze promień światła i pozostał tak chwilę, świecąc w niebo planety i wybiegając w przestrzeń kosmiczną.Promień trafił idealnie w jedno z mniejszych słońc planety. Z niego zaś świetlista wiązka wystrzeliła w kierunku największej gwiazdy, a następnie ku centrum galaktyki, w jakiej znajdował się układ planety trzech słońc. Tam, dosięgając centralnej gwiazdy o potężnych rozmiarach, potem wybiegając z niej, promień skierował się ku przestrzeni międzygalaktycznej.Wszystko to działo się w mgnieniu oka. Kiedy promień, pokonując miliony lat świetlnych, skacząc od galaktyki do galaktyki, sięgnął wreszcie znanego ludziom słońca i z niego dotarł na Ziemię, kryształ na planecie trzech słońc przestał emitować światło ku niebu i wrócił do swojego normalnego stanu.