Pośród chałup pokrytych strzechą, biednych i zawilgoconych, na rozwidleniu dróg – głównych, bo jedynych, we wsi – przy pochylonym krzyżu stoi niczym niewyróżniająca się drewniana chata. Przed nią ustawia się kolejka kulawych, bladych i cherlawych, ale i tych wyglądających na zdrowych. Gdy przychodzi pora, każdy z nich kolejno przestępuje drewniany próg i wchodzi do izby okraszonej popiołem. A tam – za dużym, skrzypiącym stołem – siedzi naznaczona upływającym czasem, pomarszczona, sędziwa szeptucha o wibrujących i przenikliwych oczach…
I tak zaczyna się historia niejednego chorego, który cierpi na różne dolegliwości. A raczej tu się ona kończy, bo o poradę do szeptuchy zgłaszamy się dopiero wtedy, gdy medycyna konwencjonalna rozczarowała i zawiodła. Tylko czy naprawdę wierzymy w to, że jakaś szamanka pomoże, gdy zawiodły nawet światłe głowy świata medycznego?
Właśnie o tę wiarę tutaj chodzi.
Bez niej nawet najlepsza szeptucha nie jest w stanie nic zrobić. Zwykle bowiem te ludowe uzdrowicielki są bardzo religijne – nie zwracają uwagi na to, jaką wiarę wyznajesz – ważne, byś wierzył. W przeciwnym wypadku odmawiają pomocy. Gdy się jednak na tę zdecydują, wykorzystują do tego to, co dała im natura. Zazwyczaj od szeptuchy można otrzymać lecznicze zioła, kawałek chlebka, popiół, wosk, włosy, masło. Część z nich po powrocie do domu należy spalić w popiele, by w ten sposób pożegnać chorobę. Czasem popiół ten przykłada się w zainfekowane miejsce. Oczywiście, rytuałom tym stale towarzyszy modlitwa.
Skąd one o tym wszystkim wiedzą?
Wiedzę tę przekazały im matki i babki, a tym prababki i praprababki, i tak dalej. Mówi się nawet, że szeptuchą się już rodzisz, a nie się nią stajesz. Większość z nich wcale nie cieszy się z posiadania takiego daru. Jest to wyjątkowo trudne i wyczerpujące zajęcie. W dodatku znachorki świadczą swoje usługi bezpłatnie. Bowiem szamanka nie może otrzymywać od swoich „pacjentów” żadnych pieniędzy czy prezentów, nawet tych najdrobniejszych.
W Polsce nie zostało ich dużo, ale większość zamieszkuje tereny ściany wschodniej, tzw. Polski B. Regiony te i tak uważane są za zacofane względem reszty kraju, nie dziwi więc wciąż żywa tam wiara w zabobony, czary i kultywowane tradycje ludowe. Mieszkańcy pozostałych terenów Polski rzadko przyznają się do korzystania z usług szeptuch. Choć często na schodach przed wejściem do chałupy tej ludowej uzdrowicielki słyszy się: „zimno na tym polu” albo „nie wiem, jak tu dojechałem, brak tu pestek i pociągów”…
Czy jednak działania szeptuch są skuteczne? Mogą o tym świadczyć właśnie te kolejki przed ich domami. W końcu szeptuchy nie wywieszają swoich reklam na billboardach, nie występują w telewizji, radiu i nie wykupują artykułów sponsorowanych w gazecie. Tutaj działa marketing szeptany… Gdyby więc były one mało przydatne, nikt by nawet o nich nie wspomniał. Zmarłyby, zapomniane w swoich rozpadających się chatach, gdzieś na głębokiej wsi podlaskiej.
A pamięć o nich i ich wyczynach jest wciąż żywa. Coś więc w nich jest. Co? Wiara, modlitwa, moc natury, dobro człowieka i… magia.