Historia ta wydarzyła się bardzo dawno temu. W tym czasie nie było jeszcze żadnego miasta na ziemi, nie było żadnych wiosek, nie było znanych dziś zwierząt. Nie było nawet jeszcze księżyca, a sama Ziemia wyglądała całkiem inaczej niż teraz.
Gdzieś bardzo daleko w kosmosie, na planecie, która nie była podobna do naszej, mieszkało rodzeństwo. Ich planeta była zrobiona ze światła, a oni sami potrafili zmieniać swoje kształty i nawet kolory swojego ciała. Nie nosili takich ubrań, jakie my mamy i nie jedli tak jak my, ale wychodzili na słońce, które świeciło na ich planecie, podobnie jak nasze słońce i ogrzewali się w jego promieniach. A musisz wiedzieć, że ich planeta miała trzy słońca i dlatego nigdy nie było tam nocy. Nie musieli więc spać, a przez cały wolny czas mogli robić to, na co tylko przyszła im ochota.
(Gregorio Allegri – Miserere Dei, Deus)Rodzeństwo było bardzo potężne. Mieli oni wiele talentów i rodzice byli z nich bardzo zadowoleni. Uczyli się od największych mistrzów i mędrców, a ich ojciec sam nauczył ich wędrowania od gwiazdy do gwiazdy bez potrzeby używania jakichkolwiek statków kosmicznych, żeby w przyszłości mogli sami szukać nauczycieli dla siebie. To był świat pełen magii, ale magii, która służyła tylko do tworzenia pięknych rzeczy i zdobywania wspaniałych umiejętności.Kiedy brat i siostra dorośli, ojciec uznał, że posiadają wystarczającą wiedzę o świecie, by całkowicie swobodnie decydować o swoim życiu, wezwał ich do siebie i kazał słuchać uważnie. Powiedział, że wyznacza im pewne zadanie. Musisz natomiast wiedzieć, że ci ludzie nie zajmowali się takimi pracami, jakimi zajmują się ludzie na ziemi. Wtedy nie było jeszcze potrzeby zdobywania pieniędzy i nikt nie martwił się o nic, bo ludzie nie potrzebowali tam niczego więcej ponad sobą nawzajem do życia. Dbali jedynie jedni o drugich, bo wiedzieli, że szczęście może istnieć tylko pomiędzy nimi.Ojciec więc powiedział im, że wysyła ich w drogę. Dał im bardzo trudne zadanie, które polegało na odszukaniu wszystkich gwiazd, jakie wtedy istniały we wszechświecie, i wszystkich planet, jakie wokół tych gwiazd krążyły. Mieli oni urządzać te planety i przygotowywać je tak, by nadawały się do zamieszkania przez żywe istoty. Mieli zatem tworzyć góry i lasy, rzeki i morza, doliny pełne łąk, wzgórza i wąwozy, równiny i jaskinie, jeziora i plaże, wszystko to, co potrzeba, by zamieszkać w pięknym otoczeniu. Ludzie ci natomiast posiadali pewną wspaniałą umiejętność. Była to zdolność do tworzenia wszystkiego, czego tylko zapragną za pomocą śpiewu. Nie był to taki śpiew, jak myślisz… ich język też nie przypominał naszego, dlatego niemożliwe jest opisanie, jak brzmiały ich pieśni. Były to piękne dźwięki, które sprawiały, że z niczego powstawały najróżniejsze rzeczy lub że, to, co już istniało mogło być dowolnie przekształcane. Ojciec zabronił im tylko jednego, przeczuwając, że może się kiedyś zdarzyć, iż taki pomysł przyjdzie do głowy któremuś z nich. Zabronił im próbować tworzyć żywe stworzenia za pomocą ich śpiewu, a wiedział, że kiedyś będą do tego zdolni. On sam był jedynym na swojej planecie zdolnym do stwarzania żywych istot. Ludzie wtedy bowiem nie rodzili się tak jak my, ale powstawali ze światła, które mistrzowie magii przywoływali swoim śpiewem. Rodzeństwo miało więc wyraźne polecenia. Ojciec posłał ich w kosmos, nakazując tworzyć najpiękniejsze światy, aż po samą granicę wszechświata, gdzie znajdowały się największe i najjaśniejsze gwiazdy. Stamtąd mieli wrócić do domu. Powiedział im jeszcze, że kiedy już przygotują wszystkie planety on rozsieje po nich życie, tak by każda planeta została zamieszkana. Nie powiedział im jednak wszystkiego…
Wyruszyli więc oboje w drogę, pożegnawszy się, i obiecując rodzicom, że wypełnią zadanie najlepiej, jak będą potrafili. Ich ojciec był bardzo smutny tego dnia, niczego jednak nie zdradził. Wiedział o czymś, o czym nie mógł żadnemu z dzieci powiedzieć, gdyż inaczej ich misja nie mogłaby zostać wypełniona. Był świadom tego, że dzieci, podróżując coraz dalej i dalej, powoli będą zapominały skąd przybyły i kim są. Działo się tak dlatego, że ich lud żył połączony duchem w jedną całość. Kiedy więc ktokolwiek z nich oddalał się od pozostałych, powoli tracił pamięć i zdolności, które posiadał, mieszkając na planecie. Planetę zaś zamieszkiwało jedynie sto czterdzieścioro czworo tych ludzi. Od tej pory zaczęła się również misja wszystkich mieszkańców, którzy mieli niebawem wysyłać na wszystkie planety przygotowane przez dwoje dzieci, ziarna życia, z, których rozwinęłyby się wszelkie żywe istoty, jakie tylko mogły zostać stworzone. Lud tych świetlistych istot był bowiem rasą twórców, artystów.Jednak najstraszniejszą tajemnicą dotyczącą świetlistych ludzi było to, że jeśli choć jednego z nich zabraknie na planecie, pozostali, tak jak on, będą z czasem tracili swoje zdolności i potęgę. Zaczynał się więc nieuchronny koniec planety stu czterdziestu czterech wspaniałych ludzi znających największą magię we wszechświecie.Kiedy dzieci wyruszyły w podróż, były zachwycone wspaniałymi światami, jakie odnajdywały na swojej drodze. Bawiły się przy tym wyśmienicie, śpiewając najróżniejsze pieśni, w każdym nowym miejscu tworząc wspaniałe światy. Jedne planety więc były pełne światła, inne ciemne jak noc, jedne miały wielkie morza, inne były pustynne. Na niektórych z planet wyśpiewali potężne góry, a na innych rozległe równiny i wąwozy. Ich wspólny śpiew tworzył cudowne dzieła, nowe światy, gotowe na przyjęcie żywych stworzeń. Rodzeństwo wędrowało tak bardzo długo. Po jakimś czasie jednak zauważyli, że dzieje się z nimi coś dziwnego. Spostrzegli, że wraz z postępem ich podróży, potrafią coraz mniej, jakby zapominali, czego się nauczyli. To sprawiło, że brat zaczął być niespokojny. Wreszcie w którymś momencie, poczuł się zdenerwowany i zmęczony (co też im się wcześniej nie przytrafiało). Postanowił w końcu porzucić zadanie powierzone przez ojca. Siostra jednak bardzo gorąco go prosiła.– Proszę cię nie opuszczaj mnie, zostań i pozwól nam wypełnić nasze zadanie, ojciec będzie zawiedziony, kiedy wrócimy wcześniej!– Nie widzisz, że rodzice dali nam zadanie nie do wykonania! Czy nie wiedzieli, że będą się z nami działy takie dziwne rzeczy?! Mam wrażenie, że niedługo nie będziemy w stanie wrócić do domu, już nie pamiętam dokładnie, gdzie on jest!– Nie rozumiem, ale może masz rację… tylko, że nasi rodzice nigdy by nas tak nie zostawili! Po co mieliby nam dawać zadanie nie do wykonania, kiedy to tak ważne?– Ja nie chcę się przekonać, wracam, a ty zrobisz jak zechcesz!– Proszę cię, nie rób tego, ja wierzę, że oni wiedzieli o wszystkim, może tak właśnie miało być, może to próba dla nas?– Mieliśmy stracić pamięć i zaginąć gdzieś w otchłani na krańcach wszechświata?! Nie sądzę, żeby posyłali nas na tak szaloną misję!Po tych słowach brat opuścił wzrok i skierował się w powrotną drogę, zamieniając się w promień światła, który wystrzelił w kierunku ostatniej odwiedzanej planety. Siostra chwilę nieruchomo patrzyła na gwiazdy, czując jak jej brat szybko oddala się, aż po pewnym czasie poczuła, że słabnie. Opadła na planetę, która była w pobliżu, i w myślach przywoływała brata, prosząc o ratunek. Kiedy już czuła, że za chwilę jej światło zniknie i zapewne zginie, on zjawił się obok, wyglądając jak ledwie widoczny ognik. Zrozumieli, co się stało. Ich dusze nie mogły przeżyć bez siebie tak daleko od domu. Postanowili trzymać się blisko, póki starczy im sił, i dotrzeć najdalej jak się da. Złapali się mocno za ręce, ich światła rozbłysły na nowo i zaczęli śpiew tworzenia. Im dłużej śpiewali, tym słabsze było ich światło, a im bardziej ono słabło, tym mocniej tulili się do siebie, aż wreszcie poczuli, że stają się jedną duszą. Kiedy to się stało, ta nowa dusza zauważyła, że nie może już odlecieć z planety, na której się znalazła. Wtedy zapłakała, wiedząc już, że nie wróci do domu. Słabła coraz bardziej, aż wreszcie w swych ostatnich chwilach postanowiła rozpaczliwie spróbować stworzyć ziarno życia, które pozostałoby na planecie, jako ślad po niej. Kiedy udało jej się wyśpiewać pieśń stworzenia i ziarno życia opadło do morza planety, dusza zapadła w sen. Obudziła się jako człowiek, taki jak ty, albo twoja mama, ale już niczego nie pamiętała. W tej samej chwili daleko na drugim krańcu wszechświata ojciec dzieci poczuł, że stało się coś nowego. Podszedł do matki rodzeństwa i powiedział cicho:– Udało im się! Właśnie się wszystko zaczęło!
– A kim była ta nowa dusza, dziadku? – przerwał Arctu wyraźnie przejęty historią.– Nie wiem, kochany, nie wiem… – zadumał się dziadek, rozmyślnie nie podając małemu żadnej konkretnej odpowiedzi – wiem tylko, że od tamtej pory ludzie tęsknią za czymś, czego nie mogą sobie przypomnieć, szukają sposobów, by odnaleźć drogę do miejsca, którego nie znają, ale którego istnienia, są w jakiś tajemniczy sposób pewni. Od tamtej pory każdy człowiek ma w sobie coś, co każe mu patrzeć w gwiazdy, szukać innych ludzi podobnych do niego, pytać o wszystko, czego nie zna i próbować zrozumieć, kim jest naprawdę.– To ja rozumiem już, dlaczego wszystko jest takie dziwne, dziadku! – Uśmiechnął się mały, jednocześnie długo ziewając.– Na pewno wszystko się kiedyś wyjaśni, masz jeszcze dużo czasu – odpowiedział dziadek.– Myślę, że tak… – z zamkniętymi oczami wyszeptał jeszcze Arctu.– Śpij dobrze, kochany… – dziadek ucałował go w czoło i zgasił lampkę, po czym wstał i cichutko wyszedł z pokoju.
c.d.n.