Przywykło się sądzić, że związki są nam na Ziemi potrzebne. Wszak dziecko nie przetrwa bez opiekunów, najlepiej obydwu rodziców, a w innej sytuacji, chociażby jednego. Potrzebuje miłości, czułości i wsparcia. Samo nie da sobie rady. W takiej rodzinie uczy się wzorców postępowania. Uczy się tego co jest dobre, korzystne, nagradzane a co niekorzystne, złe lub nieakceptowane. Jak to się mówi: czym skorupka za młodu nasiąknie – czyli to czego ktoś się nauczy w młodym wieku – tym na starość trąci – czyli będzie to owocowało, bo ustalone i wyuczone schematy postępowania zostaną uruchomiane i przejawiane na co dzień.
Dziecko w takich relacjach uczy się również wzorców funkcjonowania w relacjach partnerskich, miłosnych i seksualnych. Uczy się wzorców reagowania na bodźce seksualne i tego jak wygląda „prawidłowa” czyli jego rodziców – opiekunów i najbliższej rodziny relacja w związku. Oczywiście wraz z wiekiem i rozwojem swej świadomości może wyłapać, że nie wszystko to co go spotyka w rodzinie jest dobre, korzystne i przyjemne czy nawet normalne. Tego się uczymy. Z czasem również nawiązujemy własne relacje, które wcześniej tylko podpatrywaliśmy u innych i uczymy się także na własnych błędach. Część naszych wzorców chcemy nawet modyfikować, bo możemy dostrzec, że mogą być nieefektywne, szkodliwe czy nieprzyjemne dla nas lub bliskich nam osób. Z czasem zaczynamy się interesować głębiej samorozwojem, rozwojem osobistym a nawet i rozwojem duchowym.
Często, jeżeli związek rodziców pełen był destrukcji czy szkodliwych nawyków, to dzieci usiłują stworzyć związek partnerski w ich mniemaniu lepszy od tego, który obserwowaliśmy i w którym uczestniczyliśmy w domu rodzicielskim. Niekiedy się udaje, a niekiedy nie. To zależy od nas, naszej woli, determinacji, chęci, świadomości i umiejętności. Bo żeby zmienić niekorzystne wzorce zachowań, którymi nasiąknęliśmy w dzieciństwie, potrzeba zrozumieć, dlaczego znaleźliśmy się właśnie w takiej, a nie innej sytuacji. Potrzeba zrozumieć, że nasza dusza wybrała sobie takich rodziców, aby coś zrozumieć i przepracować. Przyciągnęliśmy się nawzajem na zasadzie podobieństwa planów, energii oraz dogrania się intencji. No dobrze – ale to co piszę można często poczytać w rozwojowych tekstach. Gdzie zatem jest to inne, które czai się w tytule tego artykułu? Już mówię.:)
Związki partnerskie a poczucie spełnienia
Otóż wielokrotnie różni nauczyciele i mistrzowie duchowi powtarzają, że trzeba poczuć się spełnionym – przepracować karmę związku (oprócz całej masy innych karm). I tu właśnie pojawia się to inne. Coraz więcej osób wokół mnie rozumie, że karmy nie trzeba koniecznie przepracować w taki sposób, że trzeba być z kimś w związku. Dusza może już zwyczajnie nie chcieć tego typu doświadczeń. Jest nimi nasycona a często znudzona. I nie chodzi tu o uciekanie od związku, strach przed nim a po prostu o dobre samopoczucie samemu ze sobą. Podobnie jak nie muszę uzdrawiać karmy np. wojskowego czy mnicha poprzez bycie wojskowym czy mnichem w tym życiu, tak również nie muszę przepracowywać karmy rodzica czy związku poprzez posiadanie dzieci czy też bycie w związku. Wystarczy – ale to całkowicie uczciwie – by przed sobą samym przyznać czy bycie samemu (nie mylić z poczuciem osamotnienia) nam odpowiada czy nie. Jeżeli tak, to fajnie. Wielokrotnie Bóg daje nam właśnie taką możliwość poprzebywania dłużej samemu poprzez mieszkanie samemu albo nie tworzenie dłuższych relacji partnerskich, właśnie dlatego, abyśmy wniknęli bardziej w siebie i nawiązali ze sobą głębszą relację. Sugeruje, abyśmy pogłębili również związek ze swoją wewnętrzną istotą i co najważniejsze – własnym sercem i Bogiem w sobie. Często na początku burzymy się przeciw temu i opieramy. Na siłę szukamy partnera, rozglądając się gorączkowo wokół. Często również roimy sobie, że chociaż trochę pasujące do nas osoby będą dla nas odpowiednimi partnerami, bo mają podobne hobby czy pomysły na życie. Często takie relacje nie są długie i nie trwają dłużej niż kilka miesięcy czy około 2-3 lat. Rozpaczamy wtedy i mamy do Boga pretensje. Przerabiamy dekrety dotyczące związku partnerskiego i robimy liczne ćwiczenia mające pomóc nam – poprzez przeprogramowanie podświadomości, przyciągnąć dla nas idealnego partnera czy partnerkę a już najlepiej idealną połówkę:). Tymczasem podobnie jak w związkach, w których jedno lub oboje partnerzy chcą mieć dziecko, ale z różnych przyczyn im to nie wychodzi lub fizycznie nie mogą, to na siłę – robiąc różne zabiegi, terapie czy na koniec wszczepienia zarodków In vitro czy robiąc sztuczne zapłodnienie, starają się pomóc naturze. Można tak robić i wielu ludzi tak robi – idą pod prąd i czerpią z tego satysfakcję. Tak też można – można wchodzić na Mount Everest, przepływać w kajaku ocean, tylko po co? Często właśnie Bóg celowo nam czegoś nie daje, bo ma dla nas coś lepszego. My jednak się temu opieramy i nie chcemy się przyjrzeć co On dla nas przygotował. Oczywiście w tym wszystkim jest bardzo cienka granica pomiędzy – „nie mam, bo nie chce mi się nic zrobić w tym kierunku”, a „nie mam czegoś, bo nie potrzebuję tak naprawdę tego do spełnionego, twórczego i zgodnego ze swoim Najwyższym Dobrem życia lub istnienia”. Warto to rozważyć.
Liczą się przede wszystkim intencje, czyli nastawienia i ukierunkowanie świadomości. Część osób – o ile rozpaczliwie nie tęskni za bliską osobą, może już po prostu z perspektywy Wyższego Ja nie potrzebować innej takiej osoby do tego, aby jej świadomość, miłość i dobre samopoczucie rosło i rozwijało się. Oczywiście, jeżeli można mieć z kimś dobry związek, to warto – dlaczego nie.
Związki nie dla każdego są korzystne i nie na wszystkich etapach życia. Czasem o wiele lepiej jest żyć samemu niż w tzw. rozwojowych związkach, w którym co trochę jednej ze stron, jak to się ujmuje w duchowym żargonie „wywala” czyli uruchamiają się negatywne wzorce wyniesione najczęściej z dzieciństwa lub przyniesione z poprzednich wcieleń. Takie związki często służą obu stronom do tzw. ścierania się ich ego, a jak wiadomo ścieranie powoduje ubytek czyli ma doprowadzić do zmniejszenia się lub w idealnym stanie do likwidacji ego czyli oddzielonej od całości osobowej jaźni. Związki takie funkcjonują w oparciu o świadomość lustra – czyli partnerzy pokazują sobie nawzajem dobre jak i negatywne wzorce. Te są głównie zauważane. Oczywiście wszechświat po to nam je pokazuje, abyśmy je zmienili na lepsze, a najlepiej zgodnie z boskim planem. Jakże to piękne założenie. Mi jednak wydaje się, że Bóg ma dla mnie przyjemniejszy sposób uczenia mnie (ale może ja jestem dostatecznie inteligentny i pokorny – czyli przyjmujący chętnie najlepsze – boskie rozwiązania) niż taką atmosferę. Mogę się też mylić. Mi takie związki by nie odpowiadały na dłuższą metę. Ale akceptuję, że innym mogą służyć. Ja w każdym razie od razu na początku takich „ścierających się” relacji w związku poddaję się i z nich rezygnuję. Mi się nie chce z nikim ścierać, jeżeli nie muszę dla ratowania zdrowia i życia. Ale wielu osobom może to służyć – ich wola i wybór.
Trzeba sobie uczciwie odpowiedzieć na pytanie: jakie są plusy i minusy każdej z opisanych tu sytuacji. Oczywiście, że bycie z kimś w dobrym związku jest przyjemne. Zwłaszcza na początku, kiedy jesteśmy na feromonowym i hormonalnym haju:) Gdzieś po 2-3 latach czar najczęściej pryska i postrzegamy siebie, partnera i związek w innym, realniejszym i niestety bardziej przyziemnym świetle. Wtedy najczęściej dochodzi do rozstań, rozwodów i zdrad, bo…początkowy dreszczyk się wyczerpał, a większość osób, mimo deklaracji chce wciąż czuć „to coś” – ekscytację, podniecenie, adrenalinę, zamiast błogości, spokoju i szczęścia. Chcą poczuć się spełnione, nie chcą marnować uciekającego życia i młodości. To też jest ważne, by wartościowo, przyjemnie i błogo spędzać życie. Moim jednak zdaniem o spełnieniu decyduje głównie nasze poczucie spełnienia – akceptacji tego co jest w nas i wokół nas – czyli nasz wybór – decyzja, że oto czujemy się spełnieni, że to wystarczy, że nie muszę nic więcej robić, że nie muszę za niczym gnać. Część dusz chciałaby co prawda tego stanu i nawet go deklaruje, ale codzienne wybory i działania pokazują inaczej. Nadal uczestniczą w sprzeczkach, nadal gonią za ładną du…szą:) płci przeciwnej (najczęściej) i nadal oczekują emocji (oczywiście tłumacząc sobie, że to pobudzające ich do życia uczucia).
Uniezależnienie się od tego haju, podekscytowania, które umożliwia, zapewnia i przyśpiesza nam druga osoba jest ważne. Daje niezależność duchową, psychiczną i emocjonalną.
Dużym, a często najważniejszym elementem scalającym związek jest posiadanie przez partnerów wspólnych celów do zrealizowania. Mogą to być np. dzieci, zdobycie majątku czy jakieś inne. Często w dłuższej perspektywie to posiadanie wspólnych czy zbliżonych planów decyduje o tym czy związek przetrwa czy nie. Nawet pomimo tzw. 100% zgodności wielu parametrów decydujących o jakości i możliwości zaistnienia związku. Bo nawet pomimo wspaniałych parametrów wpływających na to, że związek może być udany (co można np. zbadać za pomocą analizy psychometrycznej i są to np. harmonia biopola czy czakr serc), jeśli cele i plany jednej z osób w związku się drastycznie zmienią, to często związek się kończy lub zmienia swój charakter. Jeśli ktoś myśli, że jest inaczej, to może sobie wyobrazić, że informuje swoją ukochaną o tym, że właśnie zamierzasz sprawić, że przeprowadzicie się do Afryki na 5 lat, gdzie będziecie wspólnie poganiaczami twoich ukochanych słoni a potem resztę życia spędzicie na twoim wymarzonym Fiji jako rybacy, bo zawsze o tym marzyłeś. Aha i dodaj, żeby pomogła Ci się pakować bo jutro wyjeżdżacie. Oczywiście znajdą się takie partnerki/partnerzy, którzy słysząc to będą szczęśliwi, ale większość…Cóż…parametry fizyczne i energetyczne pozostały te same, zmieniła się natomiast droga życia i plany…
W związkach nastawionych na scalenie się totalne, zlanie się energetyczne dwojga partnerów również jest to ważne. Najczęściej tacy partnerzy ćwiczą tantrę. Tantra to zjednoczenie. Można się jednoczyć z Bogiem bezpośrednio – samemu – jest taka odmiana tantry, jak również w parze – poprzez boski, zharmonizowany seks lub potem – po rozszerzeniu się pola energetycznego poprzez samą bliską obecność. Jeżeli partnerzy są dobrze dobrani i mają zbliżone lub identyczne biopole, energię czakr, to wtedy zachodzi zjawisko rezonansu. Jest ono bardzo przyjemne, bo czujemy to tak, jakby nasza własna energia była wzmocniana. To samo obserwujemy chociażby w strunach gitary. Jeżeli dwie są nastrojone na tę samą nutę, to jak się trąci jedną strunę, druga zacznie brzmieć. Nasza energia jest wzmacniana energią partnerki a energia partnerki wzmacniana jest naszą energią. Zachodzi tutaj również zjawisko synergii, kiedy to suma wszystkich składników związku jest większa niż suma składników poszczególnych partnerów osobno. To dlatego niektórzy odczytują związki jako boskie (i takie często w istocie są) i ekscytujące, napełniające energią i odświeżające. Jednak nawet w takich doskonałych związkach należy zwrócić baczną uwagę na to, aby się nie uzależnić od partnera, od jego obecności, zapachu czy brzmienia głosu. Są to elementy istotne i dające spokój i poczucie oparcia, ale warto wiedzieć, że kiedyś ich może nie być. No chyba że na wielu poziomach dana para postanawia nadal kroczyć przez kolejne życia razem.
Bardzo dużo par anielskich, zwłaszcza z tzw. obciążeniami białych przez wiele wcieleń powraca do tych samych wzorców energetyki ciała a nawet wyglądu fizycznego, bo tak sobie zakodowali – że to dobre, swoje i istotne. Moim zdaniem te istoty bazują głównie na maksymalnym wykorzystaniu mocy umysłu – tego, że mają swobodę w kreacji mentalnej, bo mają często pootwierane kanały energetyczne ciała mentalnego i dzięki temu szybsze kreacje w materii i materializacje. Chodzi tu o przyzwyczajenie do stanu w którym „słowo staje się ciałem”, bo „mówisz i masz”. Wszak myśl pojawia się kiedy chcesz i taka jaką chcesz (po pewnym treningu). Po pewnej praktyce i samozaparciu myśli stają się tak silne, że szybko się materializują w takiej czy innej formie w świecie fizycznym. Z tym, że o ile życiowo jest to wspaniałe i często się przydaje, to z perspektywy duchowej to taka umiejętność właśnie potrafi dość mocno wielu z nich przywiązać na wiele lat i wcieleń właśnie do materii, ponieważ w tej chwili sfera mentalno-fizyczna są ze sobą bardzo sprzężone i o ile ktoś chce być uwolniony od tej sfery i konieczności przejawianie w niej swej świadomości, to warto moim zdaniem, aby nauczył się nieidentyfikowania się z własnym umysłem. Co nie oznacza ignorowania jego zawartości. To trochę inne stany i procesy. Oczywiście na tę ścieżkę można raczej dopiero wejść po psychoterapii (uzdrowieniu traum z dzieciństwa i przeszłości), rozwoju osobistym i prawidłowym rozwoju i integracji osobowości oraz świadomym rozwoju duchowym. Warto również już wtedy mieć ugruntowane poczucie spełnienia i radości. Radości, która istnieje, bo istnieje – bez przyczyny i bez celu do zrealizowania poprzez nią.
W rozwoju duchowym nader istotną kwestią jest umiejętność korzystania z pełną radością, miłością i szacunkiem z czegoś – również z obecności i wsparcia partnera przy jednoczesnym nie byciu zależnym od partnera lub jakiejś rzeczy czy zjawiska.
Każdy sam wybiera, co jest dla niego dobre i odpowiednie na dany czas lub życie.
Pod pewnymi względami dążenie do związku na początku jest fajne, jest „naturalne” – wszak większość organizmów na planecie Ziemia ma dwie płcie, więc łączą się – część na krótko, część na dłużej w pary. Ale po pewnym etapie rozwoju świadomości (tak też może być z częścią istot z innych przestrzeni wibracji – anioły, elfy, które są inkarnowane z różnych przyczyn na tej planecie) dążenie do związku jest takim samym wzorcem jak np. jedzenie czy picie alkoholu. Bo tak robią wszyscy, bo tak inni robią, bo to „normalne” czy „naturalne” w danej społeczności.
Jak się tak dobrze zastanowić, to spanie z kimś (o ile nie ma dużego mrozu lub ochoty na seks i pieszczoty) jest nawet odrobinę śmieszne. Jesteśmy nieograniczonymi istotami, tymczasem często ograniczamy swoje dobre samopoczucie do tej jednej relacji. Mówimy – ty jesteś moją ukochaną, ty jesteś całym moim światem, życie bez ciebie nie ma sensu. Choć często na poziomie mentalno-fizycznym jest to szczera prawda, to na wyższych planach, do których rzekomo wracają czy do których dążą osoby rozwijające się duchowo, jest to totalny nonsens. Na pewnym etapie rozwoju świadomości i duszy, chęć tworzenia związków może być odbierane jak każdy inny wzorzec, wyuczonym przez podświadomość i świadomość, jak inne wzorce, których się pozbywamy, od których się uwalniamy, aby żyć szczęśliwie i być radosnymi. I tylko nie zrób tego błędu i nie pomyśl, że dobrze, nie chcesz tworzyć związków, bo chcesz być na tym etapie świadomości. To niekoniecznie musi tak działać:). Nie poczujesz wtedy dogłębnego spełnienia w tym temacie, jeśli będziesz tęsknił za bliska, fizyczną, seksualną i psychiczną relacją z kimś. Nawet niektórzy tak zwani Awatarowie, również żyjący współcześnie, czasami podświadomie tęsknią do bliskiego (niekoniecznie oficjalnego związku), choć rola, jaką przyjmują im tego trochę – w ich mniemaniu, zabrania. No bo jak inkarnowany Bóg miałby mieć partnerkę? Chcieć z nią sypiać i uprawiać seks? Choć w przeszłości bywały i takie inkarnacje boskich par małżonków.
Obalę tutaj jeszcze jeden mit. Otóż w moim odczuciu i z moich obserwacji wynika, że to kobiety o wiele bardziej zwracają uwagę na urodę i piękno partnera czy partnerki. Chociaż zarzekają się, że jest inaczej, poszukują swojego wzorca piękna i urody i w nim się zakochują, to znaczy najczęściej chcą mieć z nim dobry seks, wygodne życie i dzieci. Czasami chodzi im bardziej o potomstwo niż dobro partnera. Z mężczyznami jest inaczej. Potrafią bardziej modyfikować swoje wzorce kobiety. Oczywiście typowi mężczyźni lubią „zaliczać” piękne kobiety, ale nie koniecznie już stwarzać z nimi dłuższą relację. Nie zamierzam z nikim polemizować, zawsze są wyjątki i od nich też wyjątki. Widać jednak jakąś ogólną tendencję.
Są osoby, którym przez wiele lat wydawało się, że muszą stworzyć związek, najlepiej z idealną (dopasowana pod każdym względem) połówką. Jednak to, o co ich Wyższemu Ja chodziło na ten czas, to nie szukanie (a właściwie znalezienie:) Partnerki, ale o to, aby właśnie w pełniejszy sposób nawiązali np. relację – związek ze samym sobą. To się ich Wyższej Jaźni wydawało najlepsze dla nich na tym etapie mojego życia. A one zamiast to do końca zrozumieć, zaakceptować i rozwijać, to poszukiwały „rozpaczliwie” odpowiedniej partnerki, marnując często swój czas i energię, którą mają wykorzystać ewentualnie później.
Najśmieszniejsze jest to, że jak już takie osoby poczują się z tym dobrze, to naraz odzywa się do nich grono chętnych partnerek chcących nawiązać znajomość. W takiej sytuacji jednak są to często relacje krótkotrwałe.
Oczywiście na każdym etapie życia można stworzyć fascynujący związek, o ile spotka się mądrą i wartościową kobietę, która będzie do nas pasowała. Być może też pomijamy czasem pewne odpowiednie dla nas osoby, bo coś nam w nich nie odpowiada lub nie pojechaliśmy tam gdzie Ona mieszka i przez to nie nawiązaliśmy bliższej relacji w odpowiednim czasie.
Warto polubić swoje życie. Ja na przykład doceniam to, że mieszkam w mieście, ale za to blisko Odry z pięknymi brzegami i blisko dwóch stawków z łabędziami i jeden, gdzie mogę się w lecie kąpać. Mieszkam tak, jakbym był na Mazurach, po których kiedyś żeglowałem i na których chciałem kiedyś mieszkać. Na szczęście jednak zostałem w mieście i nie muszę np. odśnieżać ani zajmować się długo domem. Bo często właśnie takie osoby popadają z jednej skrajności w drugą – chcą być wolne od hałasu i smogu miasta, ale stają się niewolnikami domu na wsi, o który trzeba nieustannie dbać i naprawiać. I często staje się tak, że to nie oni mają dom, ale dom ma ich. Podobnie jak kiedyś mieli z nielubianą pracą. Ale oczywiście cisza i kolory krajobrazu w różnych porach roku mogą wszystko wynagradzać.
Nawiązanie pełnej szczerej relacji ze sobą samym jest najcenniejsze. Dopiero, gdy zaprowadzimy w miarę pokój we własnym sercu i otoczeniu, to wszystko zaczniemy inaczej postrzegać. Nie potrzebujemy – jeżeli mówimy, że zajmujemy się rozwojem duchowym – mieć związków, domu, ba nie musimy nawet zasadzić drzewa:) wystarczy, że poczujemy się w danym temacie spełnieni i pogodzeni ze sobą i z Bogiem, co właściwie na jedno wychodzi, bo Bóg jest najcentralniejszą naszą cząstką. Jest źródłem nas.
Nauczenie się również postawy, aby być szczęśliwym i zrelaksowanym na równi mając coś i nie mając tego czegoś to duża sztuka. Zazwyczaj osiągają ją Ci, którzy już wystarczająco się nasycili bogactwem, posiadaniem i różnymi przedmiotami czy relacjami, pozycjami społecznymi i docenieniem, uznaniem ogółu. To dlatego Buddzie było łatwiej osiągnąć oświecenie od wielu mistrzów i nauczycieli, których spotykał i od których się uczył. On miał szerszą świadomość duszy a świadomość osobowości się rozwijała w danym życiu – był księciem, był zrealizowany jako partner, ukochany, mąż i rodzic. Ponadto opływał we wszystko. Jego młody umysł nasiąknął tym, że ma, tym, że może. Dlatego nie musiał podobnie jak inni towarzyszący mu asceci nic odrzucać z równoczesnym pożądaniem tego – jak było z całą pewnością u wielu ascetów, którzy nie doświadczyli w tym życiu przepychu, bogactwa i sytości. Jemu natomiast to już się przejadło. Oni dopiero wchodzili na górę swego rozwoju, a On z niej już powoli schodził. A ponieważ spotkali się po drodze rano, gdy była mgła ułudy umysłu, to myśleli, że idą w tym samym kierunku. Na szczęście mądrość Buddy zwyciężyła. Dojrzał piękno i harmonię równowagi. Odnalazł dzięki temu połączenie z całą swoją istotą i Bogiem w sobie. Dzięki temu potrafił znaleźć potrzebne rozwiązanie właśnie wtedy, kiedy było to potrzebne. Bo po cóż miało być potrzebne wcześniej lub później.
Z pewnością warto być w dobrym związku, ale czasem i „niedobre” związki wiele mogą nauczyć. Wszystko zależy od przyjętego punktu widzenia. Sokrates miał swoją Ksantypę, Ty możesz mieć partnera, który działa Ci na nerwy, abyś dzięki temu mógł dostrzec swój mechanizm reagowania na pewnych ludzi czy ich zachowania i je zmienić czy zmodyfikować.
Oczywiście ten artykuł nie wyczerpuje tematu związków – to omawia wiele książek i artykułów. Tu próbowałem nakreślić kilka swoich przemyśleń. Być może napiszę bardziej klasyczny artykuł o roli związku. Bo co tu dużo mówić – chcemy czy nie – jesteśmy połączeni ze wszystkim i ze wszystkimi.
Życzę Ci, abyś w kwestii związków, życia i szczęścia odnalazł najlepsze dla siebie rozwiązanie. Z Bogiem.
Krzysztof „Artman” Chrząstek
Proszę o więcej takich artykułów, czytam i nie mogę się oderwać, wszystko trafia do mnie w 100%, to że nie narzucasz nikomu swojego toku rozumowania a jedynie wskazujesz drogę do samorealizacji. Jak już pisałam przy okazji innego artykułu przeszłam w życiu wiele trudnych związków karmicznych, zaczynając od relacji z rodzicami, bratem poprzez relacje przełożony pracownik a wreszcie docierając do relacji mąż żona, rodzic dziecko a obecnie też jestem w trudnej jak mi się do tej pory wydawało relacji karmicznej. Pomijając wszystkie negatywne i pozytywne emocje jakie towarzyszyły tym relacjom jestem wdzięczna za doświadczenie jakie zdobyłam przez te wszystkie lata czuję jak to napisałeś że moja dusza ma już przesyt tych wszystkich emocji jest wręcz zmęczona i znudzona związkami z innymi ludźmi którzy zawsze w jakiś sposób narzucali mi swój tok rozumowania, drogę przejścia przez życie a jednak zawsze pozostawałam wierna sobie, swoim ideałom i wyznawanym prawdom. Moim zdaniem związki karmiczne postrzegamy jako trudne, bezsensowne i beznadziejne tylko wtedy gdy nie mamy tej świadomości jak wiele nas uczą i jak bardzo dopełniają nas duchowo, wtedy kiedy czujemy złość bo nie chcemy tej nauki przyjąć i dopóki danej lekcji nie odrobiny tak długo nasza dusza będzie wchodziła w takie a nie inne relacje z innymi duszami ponieważ naszym celem jest samodoskonalenie wewnętrzne. Disiaj to wiem i jestem spokojniejsza, jestem sobą, wiem czego chcę i czuję się wzbogacona o nowe doświadczenia i śmieszy mnie jak ludzie pytają mnie czy nie żałuję tych czy innych decyzji w swoim życiu i myślą że jest mi ciężko bo jestem samotną matką bez stałej pracy i partnera. Otóż niczego nie żałuję a jedynie żal mi ludzi, którzy mówią że nie mogą bez kogoś lub czegoś żyć, udają kogoś innego niż są w rzeczywistości, muszą coś mieć za wszelką cenę bo wszyscy to mają, pędzą na oślep do przodu lub wręcz przeciwnie są martwi za życia bo tkwią latami w toksycznych relacjach nie potrafiąc wyciągnąć nauki na przyszłość. Inni patrzą na mnie i nie wierzą że mogę być szczęśliwa i spełniona, myślą że tak się nie da żyć a ja im udowadniać codziennie że się da i nie trzeba a nawet na tym etapie mojej świadomości już nie wolno mi wchodzić w pierwszą lepszą relację która pozbawiła by mnie poczucia wolności i odrębności, po prostu wewnętrznego szczęścia. Oczywiście, że czekam na miłość i partnera bo miłość to cudowne uczucie ale tylko dojrzała miłość, pełna akceptacji dla drugiego człowieka, nie narzucają się z zewnątrz tylko płynąca prosto z serca i przede wszystkim miłość uskrzydlająca i harmonizująca z naszą duszą. Każdy z nas jest odrębną istotą i nie można nikomu narzucać swojego toku rozumowania i sposobu na życie, każdy ma inne potrzeby i nie z każdym nam po drodze. Zamiast uszczęśliwiać innych na siłę zacznijmy uszczesliwiać samych siebie, mówię tu tylko o zdrowym egoizmu i o umiejętności wsłuchiwania się w swoje potrzeby. Jeśli nie nauczymy się żyć w zgodzie ze swoją duszą to całe życie będziemy czuć dyskomfort i pustkę. Tak jak napisałeś najważniejsze jest wejść w dobrą relację z samym sobą bo bez tego nie będziemy potrafili wejść w budujące relację z innymi ludźmi. Dużo mogłabym pisać w tym temacie i udzielam się tutaj na forum bo poczułam w sobie taką właśnie potrzebę pisania o drodze do samodoskonalenia i wyższej świadomości, mam nadzieję że pomogę w ten sposób innym i chciałabym uczynić z tego sposób na życie. Marzę o podjęciu współpracy z takim właśnie portalem, wydawnictwem oraz rozważam możliwość stworzenia własnego portalu. I chociaż ludzie wokół mogliby się mocno popukać w czoło co Ona robi ze swoim życiem, skończyła studia, miała dobrą pracę którą rzuciła to owszem tak było ale swoje wybory podejmowałam wiele lat temu kiedy nie miałam jeszcze tej świadomości co teraz i takiego przekonania o tym co chcę w życiu robić i co da mi największą satysfakcję. Dzisiaj jestem tą samą osobą tylko na innym etapie świadomości swojej drogi życiowej, bardziej poukładane wewnętrznie i chociaż życie mnie nie oszczędzać to mogę dziś śmiało powiedzieć że kocham żyć i z wiarą na lepsze jutro oczekuję kolejnych ciekawych wydarzeń, czego innym również życzę. J.