Kiedy stałam się wdową w wieku 39 lat, był to prawdziwy szok. Moje poczucie bezpieczeństwa znikło w jednej chwili. Nie tylko straciłam męża, ale również praca, którą stworzyłam dla siebie, nagle znikła w jednej chwili. Nie byłam już żoną. Byłam wdową. Na dodatek bez pracy. A wraz z tym odeszło moje zawodowe poczucie bezpieczeństwa – którym był mój mąż oraz życie, jakie stworzyłam dla siebie i niego. Moją tożsamością było bycie „jego żoną”. Obecnie posiadałam inną etykietkę. „Jego wdowa”! Tak wiele kobiet prowadzi życie w cieniu mężczyzny, a ja byłam jedną z nich. Zapomniałam, kim byłam na prawdę i stałam się częścią mojego męża. Moja tożsamość zlała się z jego. Tak też stało się z moim życiem. Nigdy nie przyszło mi tak naprawdę do głowy, że mogłabym mieć swoje własne!
Ale wtedy życie zostało mi rzucone prosto pod nogi. Nagle byłam sama. Nie z wyboru, ono tam zostało przede mną położone. Życie. Czekające na mnie przez cały ten czas. Było jak białe płótno, z którym mogłam zrobić, co zechcę. To brzmi cudownie, ale ja byłam absolutnie przerażona. Nigdy nie byłam naprawdę sama. Zawsze miałam chłopaka lub męża. Kogoś, kto mnie wspierał, doradzał, mówił, co powinnam zrobić, a czego nie. Nie byłam przyzwyczajona do myślenia za siebie, konieczności podejmowania wszystkich decyzji. Decyzji, które miałyby wpływ na moje życie. Poważnych, takich jak gdzie chcę mieszkać? Co zamierzam robić? Kim zamierzam być?
Tak. To była poważna decyzja. Kim zamierzam być? W gruncie rzeczy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że byłam wszystkim innym, tylko nie sobą przez te wszystkie lata. Kiedy znajdujemy się w jakiejś sytuacji, bardzo trudno jest zobaczyć pełen obraz. Nawet kiedy nagle zostałam sama, początkowo nie dostrzegałam, jak to naprawdę jest. Przez długi czas, co jest zrozumiałe, nadal identyfikowałam się ze swoim mężem. Przedstawiałam się ludziom jako wdowa po swoim mężu, rozmawiałam z ludźmi z tej perspektywy. Ale stopniowo zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to mnie wstrzymuje, utrzymuje mnie w rutynie, z której nie mogę się wydostać. Było tak, jakbym biegła w miejscu. Moje życie zmierzało donikąd. Szybko.
Wiedziałam, co powstrzymuje mnie przed zrobieniem tego jednego kroku naprzód, który byłby początkiem reszty mojego życia. To strach. Strach przed pozwoleniem, aby przeszłość, która była moją ochroną, odeszła. I strach przed nieznanym, którym była przyszłość. W chwili obecnej byłam między nimi dwoma. W rutynie. Utknęłam w błocie z buksującymi kołami. Ale jako wojownik, przyzwyczajona do konfrontowania się ze strachem w bardzo odmiennych sytuacjach, wiedziałam także, że kiedy już spojrzę lękowi w twarz, okaże się, że nie ma żadnego lęku. Jest tylko następna rzecz do zrobienia.
Strach to blokada, która zatrzymuje postęp w naszym życiu, powstrzymuje od robienia rzeczy, o których wiemy, że jesteśmy donich zdolni, ale obawiamy się spróbować. To jest to, co powstrzymuje nas przed ubieganiem się o awans albo praktykę prawniczą, albo przed powiedzeniem mężowi, że zamierzasz zostać psychiatrą i w przyszłości sam będzie musiał postarać się o własną kawę, ponieważ ty masz zamiar mieć życie. Lęk powoduje, że odwracamy się od wyzwań na wypadek, gdybyśmy mieli ponieść porażkę. Lęk powoduje, że jesteśmy kimś innym niż sobą, ponieważ obawiamy się, że nikt nas nie będzie lubił. Lęk jest reakcją na wiele rzeczy.
Tym, czego ja się obawiałam, była zmiana. Zmiana jest przerażająca, ponieważ jest nowa, inna. Mamy poczucie bezpieczeństwa w naszych starych nawykach; w naszych starych, wpojonych nam postawach; w tym życiu, które prowadzimy, nawet jeśli go nie lubimy. To brzmi jak szaleństwo, nieprawdaż? Nie podoba nam się to, gdzie jesteśmy lub co robimy, ale pozostajemy w tej sytuacji, ponieważ wydaje się to bezpieczne, a zmiana nas przeraża! A jak wiadomo, działanie w ten sam sposób co zawsze, robienie tych samych rzeczy tak jak zawsze, na ogół skutkuje tym samym wynikiem, którym jest to, że … nic się nie zmienia.
Tak więc … jedyny sposób, aby zmienić stan rzeczy, to spojrzeć lękowi w twarz i zrobić krok w nieznane. A kiedy już to zrobisz, okaże się, że to staczanie piłki po zboczu wzgórza. Zaczyna się powoli, a potem nabiera prędkości. I nagle orientujesz się, że nowe, nieznane, nie jest ani trochę tak przerażające, jak się tego obawiałeś, a w gruncie rzeczy jest nawet ekscytujące. Odnajdujesz nowe perspektywy i nieznane dotąd możliwości otwarte dla ciebie. Odkrywasz zasoby w sobie, o których nigdy nie sądziłeś, że istnieją, ale one tam były oczywiście przez cały ten czas. Ukryte pod wszystkimi warstwami, zwyczajnie czekając, aby je odkryć. I nagle twoje życie ma potencjał, aby stać się tak zadziwiającym, że zastanawiasz się, dlaczego u diabła nie miałeś odwagi, aby zrobić to wcześniej. I chcesz powiedzieć każdemu, co już wiesz.
Tak więc przeszłam przez swój lęk. Porzuciłam bezpieczeństwo mojego starego życia, zostawiłam za sobą etykietki żony i wdowy, zrobiłam krok w nieznane. W nowe życie, które miało mnie zabrać w miejsce, o jakim nawet nie śniłam. Dzień, w którym zamknęłam drzwi mojego starego życia, zaryzykowałam zostawienie bezpieczeństwa i wkroczyłam w nieznane, był pierwszym dniem reszty mojego życia. I gdybym nie miała odwagi, aby powziąć to ryzyko, nie wspięłabym się na Mount Everest. Właśnie tam zaniosły mnie te kroki.
Więc spójrz swojemu lękowi w twarz i zrób krok w nieznane, bo tam na siebie czekasz.